Branża kibicuje WikiTribune, ale wątpi w sukces projektu. „To nie druga Wikipedia” (opinie)
Jimmy Wales, twórca Wikipedii uruchomił newsowy serwis WikiTribune współtworzony przez społeczność internautów. Projekt ma oferować rzetelne dziennikarstwo w opozycji do fake news i utrzymywać się darowizn od organizacji i użytkowników. Eksperci branży medialnej i wydawcy z zainteresowaniem patrzą na WikiTribune, ale mają wątpliwości dotyczące powodzenia projektu. – Serwis newsowy rządzi się innymi prawami niż Wikipedia, WikiTribune będzie trudno stać się masowym medium, a model finansowania ma niepewne podstawy - oceniają dla serwisu Wirtualnemedia.pl Monika Lech, Paweł Nowacki, Dariusz Jemielniak, Krzysztof Zieliński i Marek Miller.
O uruchomieniu WikiTribune twórca serwisu Jimmy Wales poinformował na początku listopada br. zaznaczając, że projekt jest na razie w fazie beta.
Wales podkreśla, że idea WikiTribune jest podobna do tej która towarzyszyła tworzeniu Wikipedii, znanej obecnie na całym świecie encyklopedii funkcjonującej w internecie. WikiTribune ma być serwisem newsowym prowadzonym przez dziennikarzy oraz społeczność internautów wzbogacających na podstawie własnej wiedzy materiały publikowane na platformie.
Wszystkie treści zamieszczane na WikiTribune mają być dostępne za darmo, zaś ich najważniejszą cechą będzie, jak zapowiada Wales, rzetelność i zgodność z faktami. Serwis ma się utrzymywać z datków użytkowników, a zebrane kwoty będą przeznaczone m.in. dla wąskiej grupy dziennikarzy pracujących etatowo dla WikiTribune.
WikiTribune nie celuje w źródła fake news
Eksperci rynku mediów i wydawcy pytani przez Wirtualnemedia.pl o szanse WikiTribune na realizację idei które przyświecają temu projektowi nie kryją swoich obaw, choć patrzą na pomysł z zainteresowaniem szczególnie dlatego, że jego autorem jest twórca Wikipedii.
Swoimi wątpliwościami o możliwość walki WikiTribune ze zjawiskiem fake news dzieli się z nami Monika Lech, dyrektor programowa i wydawnicza Wyborcza.pl.
- Kibicuję wszystkim inicjatywom i działaniom, które mają na celu eliminację lub ograniczenie liczby fake newsów krążących w medialnej przestrzeni. Jestem jednak realistką - zastrzega Monika Lech. - Newsy - prawdziwe czy fałszywe - rozprzestrzeniane są teraz głównie za pośrednictwem platform społecznościowych i komunikatorów przez ludzi, którzy chcą się nimi dzielić. To nie brak lub niewielka liczba rzetelnych mediów jest problemem, ale ludzka chęć szybkiego i bezrefleksyjnego dzielenia się z innymi każdą, nawet najbardziej nieprawdopodobną wiadomością, a także niechęć do weryfikowania informacji i źródeł, z których one pochodzą. W dobie platform społecznościowych to, co opublikuje BBC ma taką samą wartość jak to, co opublikuje nieznany John Smith.
W opinii szefowej Wyborcza.pl sama idea stworzenia medium, które ma na sztandarach wiarygodność jest chwalebna, ale nie celuje w źródło problemu.
- Nie daje zwykłemu użytkownikowi sieci ani więcej narzędzi, ani więcej wiedzy, która ułatwiłaby mu odróżnienie newsa od fake newsa i rzetelności od kłamstwa – zaznacza Lech. - Żeby osiągnąć jakąkolwiek skuteczność w zwalczaniu fake newsów w sposób, który wymyślił Jimmy Wales, jego medium musiałoby stać się masowe i dotrzeć do bardzo dużej grupy ludzi. Czy ma na to szansę? Nie jestem pewna.
Zdaniem naszej rozmówczyni trudno wyobrazić sobie stabilne, jakościowe i rzetelne medium oparte na modelu biznesowym związanym z datkami użytkowników.
- Ludzie chętnie płacą za treści, ale robią to ponieważ ufają konkretnemu medium, a tu mamy do czynienia z zupełnie nowym serwisem. Czy nazwa „Wiki" pomoże? Tak, ale mam wątpliwości czy to wystarczy – nie ukrywa Lech. -Czy WikiTribune ma szanse być odpowiednikiem Wikipedii dla newsów? Nie. Budowanie społeczności encyklopedystów i budowanie rzetelnego medium to dwa zupełnie różne procesy i odpowiedź na zupełnie inne potrzeby użytkowników. Dodatkowo - nie wszyscy ufają Wikipedii w zakresie referowania faktów i danych, dlaczego zatem mieliby ufać WikiTribune jeśli chodzi o newsy? Budowanie zaufania do medium to powolny proces. Czy wystarczy cierpliwości i kapitału na utrzymywanie WikiTribune w okresie przejściowym? Trzymam kciuki.
Paweł Nowacki, niezależny konsultant rozwiązań dla wydawców i e-commerce oraz były zastępca redaktora naczelnego „Dziennika Gazety Prawnej” ds. online podkreśla, że projekty medialne podobne do WikiTribune mają już swoją historię w internecie.
- Pomysł założyciela Wikipedii nie jest bynajmniej nowy – przypomina Paweł Nowacki. - Korzystanie z pracy dziennikarzy amatorów (nie ma tutaj dobrego określenia, choć w Polsce próbowaliśmy używać nazwy „dziennikarz obywatelski”) we współpracy z zawodowcami realizował już południowokoreański portal OhyMNews, a w Polsce m.in. Wiadomości24.pl należące do Polska Press Grupa. W serwisie Wiadomosci24.pl wielu dziennikarzy obywatelskich realizowało taką misję, co ważne - dzięki pomocy zawodowych redaktorów, których zatrudniał serwis - finalnie „przeszło na zawodowstwo" i dziś pracuje w różnych mediach.
Według Nowackiego warto zauważyć, że w wypadku WikiTribune jasno mówi się o wspieraniu zawodowców wiedzą i faktami przyniesionymi przez internautów, oraz że serwis ma mieć charakter fact checkingowy.
- Materiały edytowane (jak rozumiem pod nadzorem zawodowców) przez internautów mają nabrać jeszcze większej wiarygodności ze względu na ubogacenie ich faktami – zaznacza ekspert. - Czy to jest projekt na nowego typu serwis newsowy? Trudno przesądzać na tym etapie. Wszystko zależy od modelu finansowania bo gdy czytam, że ma się utrzymywać z datków od internautów od razu kojarzy mi się polski Oko.press. A więc wszystko już w jakiejś tam formie było.
To może się udać, Wales ma doświadczenie
Nieco więcej szans powodzenia daje nowemu projektowi prof. Dariusz Jemielniak, wikipedysta, ekspert w dziedzinie zarządzania w społeczeństwie sieciowym z Akademii Leona Koźmińskiego.
- Dziennikarskie serwisy informacyjne cierpią na bieżączkę i fake news. Jednocześnie całkowicie społecznościowe serwisy tego typu, jak np. Wikinews.org cierpią na niedobór wolontariuszy, a także nie są w stanie oferować głębszego analitycznego komentarza – ocenia Dariusz Jemielniak. - Dlatego pomysł na serwis hybrydowy, w którym wykorzysta się zarówno potencjał społeczności otwartej współpracy, jak i zawodowych dziennikarzy, jest spory.
Podobnie jak Nowacki Jemielniak przypomina, że podobnego rodzaju próby były już podejmowane, ale WikiTribune jest zdaniem naukowca szczególnie ciekawa – przede wszystkim dlatego, że stoi za nim Jimmy Wales.
- Jako twórca Wikipedii ma ogromne doświadczenie otwartej współpracy ze społecznością, a jako wieloletni członek rady powierniczej „The Guardian” – także spory wgląd w to, jak działa świat dziennikarski od środka – podkreśla nasz rozmówca. - Rozmawiałem z nim w kwietniu br. na temat WikiTribune, zachęcał mnie też do betatestowania serwisu – i muszę przyznać, że o ile jestem sceptycznie nastawiony do idei serwisu jako takiego, to sądzę, że jeżeli komuś może się udać, to właśnie Jimmy'emu. Warto jednak przy tym zauważyć, że są także już i inne sposoby na inteligentne kreowanie własnego kanału informacyjnego – warto wspomnieć tutaj Nupinion.com, w którym inteligentne algorytmy pomagają kształtować dobór tekstów według naszych preferencji.
Umiarkowanym optymistą co do sukcesu WikiTribune jest także Krzysztof Zieliński, ekspert Gemiusa który wskazuje przede wszystkim na różnice pomiędzy Wikipedią a nowym projektem.
- Dostarczanie newsów jest związane z kosztem ich pozyskiwania, weryfikowania oraz opisywania zgodnie z kontekstem – zaznacza Krzysztof Zieliński. - Siłą Wikipedii jest możliwość dostarczania encyklopedycznej wiedzy, natomiast tę wiedzę można sprawdzić w wielu źródłach oraz w łatwy sposób wychwycić błędy. Newsy często są oparte na jednoźródłowych informacjach, a wynika to z braku czasu na ich weryfikację oraz z chęci wydawców do wyprzedzenia konkurencji.
Ekspert Gemiusa wyjaśnia, że koszty pozyskania i prezentowania newsów bywają wysokie, ponieważ przy pracy nad nimi niezbędna jest grupa redaktorów, informatorów oraz grafików.
- Niebagatelna jest też odpowiedzialność prawna. Media komercyjne pokrywają koszty tych usług z zysków reklamowych bądź modeli abonenckich. To czy internauci będą chcieli płacić donację dla serwisu Wikitribune.com zależy od jakości zamieszczanych tam newsów oraz od ich wiarygodności – ocenia Zieliński. - 31 października br. najwięksi gracze mediów społecznościach tacy jak Facebook, Google czy Twitter przyznali, że rosyjska propaganda była obecna w reklamach zamieszczonych w serwisach. Rzetelne sprawdzanie źródeł i wykorzystanie transparentnych mechanizmów Wikipedii może być sukcesem globalnego społeczeństwa obywatelskiego i nowego serwisu Wikitribune.com.
Fake news to marketingowy slogan
W opinii Marka Millera, eksperta z dziedziny ekonomiki treści, stypendysty w Instytucie Poyntera na Florydzie WikiTribune chcąc uchodzić za lekarstwo na fake news wystawia się na spore ryzyko. Tym większe, że serwis ma już na swoim koncie jedną wpadkę.
- Odkładając na bok faktyczny problem dzisiejszych mediów, jakim są fikcyjne informacje, odnoszę wrażenie, że fake news stało się już swego rodzaju sloganem marketingowym – dostrzega Marek Miller. - Kiedy Donald Trump nie chce rozmawiać z dziennikarzami danego tytułu, jako powód przywołuje fake news. Polscy politycy różnych ugrupowań również o nich przypominają - zazwyczaj, gdy nie podoba im się kontekst artykułu, w którym są opisywani.
Mimo rozpoznawalnych nazwisk zaangażowanych w WikiTribune (nie tylko Jimmy Wales, ale też Jeff Jarvis, czy Guy Kawasaki) nasz rozmówca ma wrażenie, że walka z fake newsami jest tutaj przede wszystkim hasłem marketingowym.
- Model proponowany przez Walesa to takie UGC (user generated content) na sterydach: kilkoro doświadczonych dziennikarzy plus rzesza wolontariuszy odpowiedzialnych za fact checking – ocenia Miller. - Duża liczba użytkowników faktycznie będzie służyć weryfikacji materiałów, podobnie jak ma to miejsce w przypadku Wikipedii i publikowanych tam definicji. Pamiętajmy jednak, że także w Wikipedii od czasu do czasu znaleźć można fałszywe historie dotyczące nieistniejących zjawisk lub postaci.
Dla Millera pozycjonowanie się jako bezwzględna alternatywa dla fake newsów to duże ryzyko, gdyż najmniejsze niepowodzenie w tym działaniu, podda w wątpliwość sens tej inicjatywy.
- Ta sytuacja zresztą już miała miejsce – „The Times” donosi że artykuł opublikowany przez WikiTribune w połowie września był pełen błędów faktycznych i niezrozumiałych zdań, co wraz z zalewem drwin miało spowodować wycofanie wielu dotacji – przypomina medialny ekspert. - Najbardziej interesujący jest jednak model biznesowy tego przedsięwzięcia. WikiTribune zapowiada, że nie będzie zawierał reklam, a pieniądze na funkcjonowanie pochodzić będą z datków i składek. Holenderski De Correspondent, niemiecki Krautreporter, Pro Publica to przykłady ze świata, które dowodzą że crowdfunding może sprawdzić się jako sposób finansowania działalności związanej z tworzeniem treści. Ale czy w czasach, w których zaufanie do mediów jest na rekordowo niskim poziomie i maleje (odsyłam do Edelman Trust Barometer) użytkownicy rzeczywiście będą woleli wesprzeć nowe medium zamiast takich organizacji jak np. International Fact Checking Network (światowej organizacji zrzeszającej dziennikarzy zajmujących się weryfikacją potencjalnie fałszywych informacji)? Czas pokaże, a losy WikiTribune będą ciekawym przedmiotem dalszych obserwacji – podsumowuje Miller.
Dołącz do dyskusji: Branża kibicuje WikiTribune, ale wątpi w sukces projektu. „To nie druga Wikipedia” (opinie)