Branża reklamowa mniej solidarna niż PR ws. nieuczciwych przetargów?
Szybka reakcja Związku Firm Public Relations na prowadzony przez Kompanię Piwowarską przetarg na obsługę PR, sprzeciw części agencji PR, a potem oficjalny protest ZFPR pokazały solidarność branży public relations. Podobne nieprawidłowości mają też miejsce przy przetargach reklamowych. Dlaczego agencje nie mówią o nich publicznie?
Odwołując się przykładu wspomnianej sytuacji z przetargiem Kompanii Piwowarskiej poprosiliśmy szefów kilku dużych i mniejszych agencji reklamowych o odpowiedź na pytanie, dlaczego branża reklamowa nie nagłaśnia podobnych sytuacji, które niejednokrotnie mają miejsce także w przetargach na obsługę reklamową. Kilku odmówiło nam odpowiedzi, inni nie zareagowali w ogóle na naszą prośbę o komentarz.
Kompania Piwowarska w ogłoszonym kilka tygodni temu przetargu na obsługę PR swoich marek poprosiła agencje m.in. o przygotowanie już na etapie konkursu pełnej strategii komunikacyjnej dla tych brandów (za co normalnie klient musi agencji płacić), a w briefie zastrzegła, że może przetarg odwołać w każdej chwili bez podawania przyczyn (czytaj więcej).
Część agencji odrzuciła zaproszenie do przetargu, zainterweniowała w jego sprawie w Związku Firm Public Relations, a część przedstawicieli branży PR uznała, że przykład tego przetargu pokazuje, jak klienci traktują agencje z pozycji siły. Związek z kolei wystosował oficjalny protest do KP i wezwał tę firmę, by przetarg unieważniła i rozpisała go na nowo. Przedstawiciele Kompanii z zarzutami ZFPR się nie zgodzili i zapowiedzieli, że przetargu jednak nie odwołają, m.in. dlatego, że część agencji z firmą chce jednak pracować.
Choć publicznie w mediach niewiele na podobne tematy się mówi, to w wielu kuluarowych rozmowach można usłyszeć o podobnych zachowaniach reklamodawców w przetargach na obsługę reklamową. Niejednokrotnie klienci oczekują od agencji reklamowej przygotowania pełnej strategii reklamowej, i nagle odwołują przetarg nie wybierając w nim zwycięzcy. Agencje wkładają w przygotowania do przetargu ogrom pracy, ponoszą nakłady finansowe, a klient z wyboru agencji nagle się wycofuje. Po czym, za jakiś czas wykorzystuje pewne zaproponowane mu na etapie przetargu rozwiązania w realizowanych często samodzielnie kampaniach reklamowych.
Agencje reklamowe nie wskazują nazw konkretnych firm, ale przyznają, że kilka takich przetargów miało miejsce np. w branży usług finansowych (bank, ubezpieczyciel).
Zdaniem Marka Gargały, CEO agencji Publicis fakt, że agencje reklamowe nie mówią głośno o tego typu sytuacjach nie oznacza, że się boją.
- Agencje wcale się nie boją a branża PR też nie nagłaśnia takich przypadków, tylko nagłośniła na razie jeden. Skrajny. No i właśnie o to chodzi, że trudno nagłaśniać wszystkie nieprawidłowości i nie zostać posądzonym o bycie łowcą czy też tropicielem teorii spiskowych. Tymczasem jak trafi się coś dużego - warto to nagłośnić, tyle, ze nie jest to (na szczęście) nasza codzienność- podkreśla Gargała.
Jako jeden z ostatnich przypadków podaje sytuację z Unilever Polska i wydłużonymi terminami płatności dla agencji - temat ten był nagłośniony w mediach zarówno przez agencje, jak i Stowarzyszenie Komunikacji Marketingowej SAR.
Według Marty Macke, partnera i konsultanta przetargowego w Shortlist branża reklamowa jest bardziej rozdrobniona i być może też mniej zintegrowana. - Nawet jeśli kilka agencji zdecyduje się odstąpić od jakiegoś postępowania przetargowego znajdą się też takie, które mimo wszystko chcą wziąć w nim udział licząc na szanse wygrania danego budżetu lub przynajmniej zaprezentowania swoich możliwości ważnemu klientowi. Nie wszystkie agencje są zrzeszone. Niewątpliwie mniejsze agencje często boją się odmówić klientowi bo uważają, że i tak nie mają wpływu na zmianę procedury, a tylko się będą "wychylać" przez co zmniejszą swoją szansę na wygraną. Inne czasem po prostu odstępują od przetargu, o czym czasem można przeczytać w dziennych serwisach – zwraca uwagę Marta Macke. Jej zdaniem każdy robi swoją własną analizę szans i ryzyka związanego z udziałem w przetargu i podejmuje decyzję wewnątrz swojej organizacji. - Cytując scenę z zebrania w kultowym filmie Rejs: na każdym spotkaniu jest taka sytuacja, że ktoś musi zacząć pierwszy. Może więc branża PR pokazała, że warto zabrać głos takich przypadkach i zaczniemy obserwować wspólne reakcje różnych grup środowiska komunikacji marketingowej na przetargi niespełniające zasad dobrych praktyk przetargowych – zastanawia się Marta Macke.
Kot Przybora, współwłaściciel agencji reklamowej PZL przyznaje, że chętnie doprowadziłby też do lepszej sytuacji w przetargach ogólnoreklamowch, ale tu trudność jest ogromna w związku z niejednogłośnością wśród agencji.
- Zresztą ta niejednogłośność stoi na przeszkodzie bardziej zdecydowanych działań w stosunku do klientów, którzy nierzadko przekraczają wszelkie zasady współpracy. Świadomość, iż dysponują dużym budżetem pozwala im często oferować niekorzystne warunki przetargu i współpracy na które chętnie przystają agencje mając nadzieję, że to im przypadnie ten budżet. A jeśli agencje nie stawiają sprawy jasno, tym łatwiej jest klientom pogarszać swoje podejście ułatwiając sobie tym samym pracę – mówi Przybora.
Podaje jako przykład sytuację sprzed roku- dwóch lat, kiedy odbył się przetarg, w czasie którego mimo ogromnej pracy włożonej przez wiele agencji nie wyłoniono zwycięzcy. Przytacza list, który wówczas wystosował do tego klienta (do przeczytania na kolejnej stronie - red).
Według Dominika Gila, dyrektora zarządzającego w Grupie Eskadra biorąc pod uwagę zasady odpowiedzialnego biznesu, takie sytuacje nie powinny mieć miejsca, jednak jest to zjawisko na tyle powszechne, że aby piętnować takiego rodzaju praktyki do SAR trzeba byłoby zgłaszać sporą liczbę przetargów. - Ten wątek jest wewnątrz branży poruszany od lat. Istnieje spora szansa, że w pozyskanym briefie znajdziemy zapisy m.in. o braku wynagrodzenia za przygotowanie oferty, czy możliwości wycofania się organizatora z przetargu bez podania przyczyny. Taki jest standard polskiego rynku, a wiemy że jest daleki od tego o co walczy i propaguje SAR – zaznacza Dominik Gil.
Marta Macke zwraca z kolei uwagę, że agencje zrzeszone, które mają obowiązek rejestrować swój udział w przetargu na platformie przetargowej stowarzyszenia, często interweniują do SAR, a SAR interweniuje u klienta. - Jednak nie będąc ustawodawcą ani organem nakazującym SAR może klientowi jedynie sugerować dobre praktyki. Klient mając swoje, starannie wypracowane i zaakceptowane w organizacji procedury, może zdecydować się, że ich nie zmieni – mówi Macke.
- Pracując w agencji jako osoba odpowiedzialna za prowadzenie przetargów niejednokrotnie brałam udział w procesach, w których SAR interweniował na prośbę zaproszonych agencji. Często jednak klienci nie zmieniali swoich procedur a agencje musiały zdecydować czy zgadzają się z nimi czy odstępują od przetargu- dodaje Marta Macke. Zwraca też uwagę na fakt, że u niektórych klientów zespół odpowiedzialny za proces przetargowy (marketing i procurement) nie wie o istnieniu na naszym rynku zasad, ani nie wie gdzie szukać wskazówek na temat relacji klienta z agencjami i najlepszych praktyk w procesie przetargowym. - Należałoby zatem od SAR oczekiwać edukacji rynku (zarówno branży komunikacji reklamowej jak i marketerów) bardziej niż piętnowania klientów, szczególnie jeśli same agencje godzą się na taki stan rzeczy biorąc udział w przetargach niezgodnych z dobrymi praktykami - uważa Marta Macke.
Kot Przybora podkreśla, że SAR nie zawsze działa w mediach publicznych, a często w sposób bardziej ukryty niemniej jednak czasem skuteczny - vide sprawa konfliktu z Unileverem i Polpharmą w sprawie przedłużania spłat zobowiązań zakończonego sukcesem SAR.
- Klub Brand Design działający w ramach SAR nie bierze udziału w przetargach nieopłaconych przez klienta - to też jest rezultat działań SAR. Od ok. 10 lat SAR prowadzi rozmowy z największymi klientami na rynku o ograniczaniu udziału w przetargach do maksymalnie 4 agencji. Z tego co wiem, udało się tę zasadę wdrożyć w paru przypadkach. Podsumowując - może być lepiej (i powinno), rynek reklamy nie jest na tyle solidarny na ile powinien, ale SAR robi co może na tym trudnym rynku - mówi Przybora.
Dominik Gil z Grupy Eskadra dodaje: - Trzeba zacząć od własnego podwórka, żeby zmienić nastawienie pewnej części klientów, bo uczciwie trzeba zauważyć, że przecież istnieje potężna grupa odpowiedzialnych biznesowo klientów. Gdyby było inaczej, nie mielibyśmy szans na egzystencję w tej branży. Oczywiście dobrze, że media podejmują dyskusje na takie tematy. Bez siły przebicia mediów i piętnowania źle postrzeganych praktyk tym bardziej nic się nie zmieni.
Wracając jednak do zmiany postaw w tej kwestii, to większość zapewne, podobnie jak ja sam, powie że do zmian w owych praktykach jeszcze daleko. Na ten moment pozostaje nam jedynie ufać w to, że dana firma nie ma wobec agencji nieetycznych zamiarów - puentuje Gil.
Pełne opinie na drugiej stronie artykułu
Dołącz do dyskusji: Branża reklamowa mniej solidarna niż PR ws. nieuczciwych przetargów?