SzukajSzukaj
dołącz do nas Facebook Google Linkedin Twitter

Grzegorz Jankowski

rozmowa z redaktorem naczelnym dziennika "Fakt"

Czy mam się obawiać, że zadając panu niewygodne pytania, narażę się na zemstę "Faktu"?

Nie, dlaczego? Z kim się nie spotkam z zewnątrz, to się mnie pyta, czy ich nie opiszę, czy zdjęcia nie zrobię... Nie mam pojęcia dlaczego.

Naprawdę nie ma pan pojęcia?

Nieprzychylnie piszemy, jeśli jest po temu jakiś powód. Podobnie jak inne gazety.

Jak się zaczyna dzień redaktora naczelnego największego dziennika w Polsce?

Rano w redakcji prasówka z moimi zastępcami. Kreujemy sobie. Zabawnie to czasem wygląda. Znajdujemy coś w jakiejś poważnej gazecie, np. "Rzeczpospolitej", schowane na 20. stronie, i z tego robimy temat.

Częściej o tym, że gwiazda X czy Y zdradza męża.

Wiem, do czego pani dąży. Powiem tak: oczywiście, czytelnika "Faktu" to interesuje. Panią też to interesuje, mnie, każdego. Śmiać mi się chce, kiedy słyszę, że to kogoś nie interesuje! Po liczbach oglądalności seriali widać, ile osób zna tych wszystkich aktorów. To siedem, osiem milionów ludzi i oni chcą wiedzieć o swoich idolach jak najwięcej.

Zgadzam się, że wszyscy lubimy nadstawiać ucha, ale jestem przekonana, że niektórym z nas kultura nakłada jednak nauszniki. Wścibstwo należy powściągać, to brzydka cecha...

Tu nie chodzi o wścibstwo. Każdy z nas szuka jakichś wzorców postępowania, a żyjemy w świecie, w którym te wzorce najczęściej płyną z telewizji. Czytelnicy chcą wiedzieć, jak ludzie znani im z ekranu radzą sobie z małżeństwem, z samotnością i z innymi problemami.

Ale wy nie zawsze pytacie gwiazdę o to, czy ma ochotę na informowanie o swoim prywatnym życiu pół miliona ludzi.

My nie robimy niczego wbrew gwiazdom! Niektóre z nich same do nas dzwonią z tematami. Publicznie się tego potem wypierają, bo taka jest konwencja. Ma być jak w Ameryce - gwiazda musi opędzać się od polujących na nią gazet. Jednak w tym polowaniu króliczek tak wolno ucieka, aby lis nie zgubił tropu.

Ale w którymś momencie gwiazda zmywa makijaż i staje się osobą prywatną. Czy gwiazdy nie mają prawa do prywatności?

To jest cena, którą się płaci za popularność. Przecież taka gwiazda chce być w telewizji, chce się pokazywać, chce, żeby o niej było głośno. Chce wypowiadać się na różne tematy, począwszy od politycznych. Chce moralizować. A my wtedy sprawdzamy, czy drogowskaz idzie drogą, którą sam wskazuje.

A sprawa Joanny Brodzik? Przeprosiliście ją?

A za co?

Sąd nakazał "Faktowi" przeprosiny. Opublikowaliście jej zdjęcie w sytuacji zupełnie prywatnej, bez jej wiedzy i zgody.

Trudno prosić o zgodę na robienie zdjęć na środku ulicy. W miejscu publicznym. Będziemy apelowali.

Nie rozumiem dlaczego, trudno, ale zostawmy ten temat. Zadzwoniłam do kilku znanych osób, które zostały opisane przez "Fakt" i nie usłyszałam wiele dobrego. Dowiedziałam się, że wasi dziennikarze używają podstępu, by zdobyć informacje, albo zamieszczają w tekście coś, co było powiedziane prywatnie.

A zatem mówią dziennikarzowi w sekrecie: "Rozwodzę się" i opowiadają wszystkie szczegóły, ale tylko tak sobie? Proszę pani, gwiazdy nie są tak głupie. One też chcą o sobie przeczytać w gazecie. To jest jeden z elementów ich pracy. Naprawdę, "Fakt" nie stosuje żadnych zabronionych metod dziennikarskich. My pytamy znane osoby o to, co u nich słychać, i potem to opisujemy.

A jeżeli nie chcą z wami rozmawiać?

Ale większość z nich chce. Nie robimy niczego na siłę.

To jak w świetle tego jawi się casus Edyty Górniak? Urodziła dziecko i należało się jej chyba prawo do spokoju. Wy wplątaliście ją w aferę medialną. Skończyło się w sądzie waszą przegraną. Nie ma pan poczucia, że "Fakt" urządził na nią nagonkę?

Nie, absolutnie.

A w sprawie Wojciecha Eichelbergera nie ma pan wrażenia, że pana gazeta stała się narzędziem zemsty w ręku zrozpaczonego męża, którego zdradziła żona i który przyszedł do was tylko dlatego, że ten, z którym zdradziła, to znany psycholog?

Nie. Bo jaka była alternatywa? Uznać, tak jak pani, że prawdę znać mogą tylko wtajemniczeni, a zwykłym Polakom lepiej nic nie mówić?

Ale przyzna pan, że wrzucenie Eichelbergera i Andrzeja S., jak to zrobił "Fakt", do jednego worka to nadużycie. Kaliber wykroczenia jest zupełnie inny.

A zgodzi się pani, że ogłaszanie przez Eichelbergera, że Andrzej S. jest niewinny, było skandalem? Było obroną profesji, z której panowie bogato żyli, bez liczenia się z prawdą. Czy Eichelberger zastanowił się choć chwilę, ile dzieci ucierpiało w czasie terapii doktora S.?

Uważam, że prasa nie powinna działać szybciej niż sąd.

Setki razy słyszałem ten argument. Co to znaczy? Że już nie wolno nam piętnować patologii? Powtarza pani kalki myślowe. Ładnie brzmią, ale często nie pasują do rzeczywistości.

Wolno, tylko niech najpierw działa sąd, bo można zniszczyć człowieka.

A pani, krytykując mnie, ma wyrok sądu, że Jankowski jest szkodliwy? Czy pani myśli o tym, że mnie zniszczy? Po prostu pani mnie ocenia. Na tej zasadzie my oceniamy Eichelbergera.

Wahał się pan, kiedy zaproponowano panu poprowadzenie tej gazety?

Nie. Jestem w niej zakochany. Prowadząc tego rodzaju pismo, które jest pismem masowym i popularnym, a nie, jak to niektórzy chcą nam przypisać, brukowym, trzeba je kochać. Trzeba czuć.

A zdarzyło się, że "Fakt" kogoś przepraszał? Kogo?

Zdarzyło. Nie pamiętam w tej chwili nazwisk, ale się zdarzyło.

Jest coś takiego w pana życiu, czego nie chciałby pan przeczytać w "Fakcie"?

No, nie wiem... Nie umiem odpowiedzieć teraz na to pytanie. A pani?

Już przeczytałam, kiedy zaczęłam prowadzić program w Polsacie: że 20 lat temu rozebrałam się w filmie Wajdy do rosołu. Jak na sensacyjną informację to była troszkę odgrzewana...

Ale to była prawda!

Takich pseudosensacyjnych prawd każdy ma w życiu sporo. Pisanie o tym to zwykłe plotkarstwo!

Każdy jest plotkarzem, pani też jest plotkarą. Nie wmówi mi pani, że nie słucha po korytarzach, co się mówi o kolegach. Słucha pani. Wytęża pani słuch i doskonale wie, co w trawie piszczy. Zwłaszcza w mediach. To najbardziej rozplotkowane środowisko!

Jak kończy się dzień naczelnego największej gazety w Polsce?

Stop, bo wkroczy pani w moje życie prywatne. A przecież pani tego nie lubi. Pani to potępia.

TEKST Paulina Młynarska, wywiad ukazał się w najnowszym numerze MARIE CLAIRE

Dołącz do dyskusji: Grzegorz Jankowski

1 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
Emerytka
Zarzuca Pan swoim rozmówcom,że się kłócą,przekrzykują a to Pan prowokuje ich do tego.Nsjbardziej denerwójące są dla mnie pytania ;Tak,czy nie?Między bielą i czernią jest jeszcze szarość.Poza tym ,że sobie wytykają to co było przedtem a Pan robi to samo.Chyba specjalnie podkręca Pan atmosferę w studio zamiast ją wyciszać.
0 0
odpowiedź