Jan Mikruta, Przemysław Marzec
Z dziennikarzami RMF FM rozmawia Marcin Szumichora
Spędziliście w Bagdadzie ponad dwa miesiące. Czy cieszycie się z powrotu do domu?
Cieszymy się, ale już nam zaczyna brakować adrenaliny, Jest zbyt cicho, nie wybuchają bomby... to żart oczywiście, ale poważnie mówiąc przez dwa miesiące byliśmy w najważniejszym miejscu na świecie ....i tego trochę żal.
Jakie były najtrudniejsze momenty pobytu w Bagdadzie?
Dla nas to był 8 kwietnia, gdy amerykanie ostrzelali hotel Palestine, zabijając naszego przyjaciela Tarasa, zginął wówczas również hiszpański operator ,a trzy osoby zostały ranne, m.in. kolejny nasz przyjaciel z Reutersa Paul Pasquale. To był na pewno najtrudniejszy moment, ponieważ jadąc do Iraku wiedzieliśmy, że na wojnach giną dziennikarze, przecież to nie nasz pierwszy wyjazd, ale kiedy ginie ktoś bliski, to zupełnie inaczej.
Czy dziennikarze w Bagdadzie byli bezpieczni?
Byliśmy tak samo bezpieczni jak kilka milionów mieszkańców Bagdadu. Przed wojną zastanawialiśmy się, wielokrotnie rozmawialiśmy o tym, jaka będzie ta wojna. Obawialiśmy się a takie były zapowiedzi, bardzo intensywnych bombardowań, obawialiśmy się walk ulicznych.Okazało się, że ataki lotnicze są bardzo precyzyjne a do walk w mieście tak naprawdę nie doszło. Obawialiśmy się także ataku chemicznego, a nasze maski przeciwgazowe, skonfiskowali iraccy pogranijczycy .Jadąc na wojnę trzeba być przygotowanym na to, że nie jedzie się na wakacje. Trzeba wiedzieć i mieć świadomość, że można zginąć czasie wojny nie ma żadnych gwarancji bezpieczeństwa, można tylko starać się minimalizować ryzyko.
Co robiliście w momencie nalotów?
Obserwowaliśmy gdzie spadają bomby, robiliśmy zdjęcia czy relacje radiowe. Kiedy w początkowej fazie wojny pracowaliśmy jeszcze na dachu ministerstwa informacji podczas nalotów schodziliśmy na pobliski parking i piliśmy herbatę, podobnie jak wszyscy dziennikarze. Potem po zbombardowaniu ministerstwa, centrum prasowe przeniesiono do hotelu Palestine i stamtąd z 15 piętra mieliśmy jeszcze lepszy widok na Bagdad. Nie schodziliśmy podczas nalotów do schronów. Nikt tego nie robił, także mieszkańcy Bagdadu.
Czy, poza nalotami, groziło Wam jakieś inne zagrożenie?
Teraz po wojnie można analizować, ale kiedy się rozpoczynała nikt nie wiedział, co może nas spotkać, bardzo dużo dziennikarzy wyjechało z Iraku tuż przed wojną. Najbardziej obawialiśmy się, że ktoś nie wytrzyma i zacznie strzelać do dziennikarzy, ktoś komu na przykład bomba zabiła bliskich, ale nic takiego się nie stało.
Z Bagdadu zostało wyrzuconych kilku dziennikarzy. Czy Wam też to groziło?
Nie kilku, lecz znacznie więcej.....chociażby cały zespół CNN, nasz przyjaciel Robert Valdec z Chorwacji czy David Filipov z Bostone Globe za próbę skorzystania z telefonu satelitarnego w hotelu. Oczywiście, że liczyliśmy się z deportacją, ponieważ jak wszyscy omijaliśmy zakazy. Robiliśmy zdjęcia obiektów militarnych i pałaców Saddama Husajna, mówiliśmy o ruchach wojsk o ich wyposażeniu. Co więcej dziennikarz może pracować w Iraku 10 dni ,potem musi starać się o przedłużenie ...udało nam się to kilkukrotnie.
W jakich warunkach mieszkaliście w Bagdadzie?
Mieszkaliśmy w hotelu, mieliśmy zapasy wody i jedzenia, generator prądu i benzynę...pranie musieliśmy robić sami, ale kłopoty z wodą pojawiły się po rozpoczęciu nalotów. Wcześniej było absolutnie normalnie. Byliśmy przygotowani na to by przez dwa tygodnie przeżyć nie wychodząc z hotelu, ale w czasie wojny w Bagdadzie była otwarta część sklepów i restauracji
Czy były jakieś trudności z przekazywaniem relacji do Polski?
Trudności? Czasami były przeciążone satelity i nie mogliśmy np. przez godzinę wstrzelić się w slota .Oczywiście nikt nie pracował po zmroku na dachu ministerstwa informacji .Podczas nalotów było to zbyt niebezpieczne. Ministerstwo było potencjalnym celem. Cenzurę skutecznie omijaliśmy, nasz opiekun nie donosił na nas.
Jak mieliście zorganizowane studio dziennikarskie w Bagdadzie?
Było kilka etapów naszej działalności w Bagdadzie. Najpierw było to biurko w remontowanej części ministerstwa, wokół robotnicy mieszali cement, wznosili ściany. Potem przenieśliśmy się na dach ministerstwa informacji. Ustawiliśmy swój namiot obłożony workami z piaskiem i to już było nasze "biuro". Po drugim ataku rakietowym na ministerstwo, przeniesiono wszystkich do hotelu Palestine. Tam sprzęt ustawiliśmy w pokoju na 15 piętrze.
Czasami relacje dla tvp, tvn a później Polsatu były nagrywane wcześniej a nie "na żywo". Dlaczego?
Z tego powodu, o którym mówiliśmy wcześniej, po zmroku nikt nie pracował na dachu ministerstwa informacji. Reuters czy APTN zamykali biura.
Jak możliwe byłoby realizowanie transmisji telewizyjnych?
Zostali Reuters, APTN, ITN oraz telewizje arabskie...było całkiem sporo feed pointów skąd można robić "wejścia".
Czy dziennikarze z różnych krajów pomagali sobie?
Zawsze wiedzieliśmy, że możemy liczyć na pomoc i pomogliśmy innym. W Bagdadzie, na który spadały bomby pozostała około setka dziennikarzy. Nam pomagał Reuters a z naszego balkonu wielu operatorów i fotoreporterów robiło zdjęcia, mieliśmy doskonały widok na pałace Saddama na zachodnim brzegu Tygrysu
Czy często opuszczaliście teren hotelu Palestine czy może były z tym jakieś trudności?
Przed wojną cały dzień spędzaliśmy w mieście pracując....podobnie było po rozpoczęciu nalotów. Był zaledwie jeden dzień, gdy pozostaliśmy w hotelu, gdy zniknęła władza iracka a jeszcze nie wjechały oddziały marines...było zbyt niebezpiecznie .... Irakijczycy ograniczyli nam samodzielne poruszanie się po mieście ,ale były "wycieczki autobusowe" czasami kilka w ciągu dnia.
Jak Irakijczycy na Was reagowali, bo przecież Polska poparła wojnę?
Bardzo dobrze, tylko raz usłyszeliśmy, że Polska to wróg. Zresztą należy obalić mit, że Irakijczycy to bandyci i barbarzyńcy...pamiętamy słowa płynące z Londynu i Waszyngtonu, że Irakijczycy na pewno zamordowali jeńców wojennych, tymczasem tych, których pokazano w irackiej telewizji żyją, zostali odnalezieni i włos im z głowy nie spadł.
W jakim języku porozumiewaliście się na miejscu?
Mieliśmy tłumacza znającego angielski, potem po wejściu Amerykanów pracowaliśmy z Ammarem, jego mama jest Polką a on mówi po polsku.
Czy wrócilibyście jeszcze kiedyś do Iraku np. na wakacje z rodziną?
To kraj pełen starożytnych zabytków, kolebka cywilizacji...kto wie, może… .
Jakie macie plany na najbliższe tygodnie?
Niestety musimy popracować nad pewnym projektem, ale potem bardzo długie wakacje.
Dołącz do dyskusji: