Mateusz Kijowski z pretensjami o reklamy potencji na stronach „Rzeczpospolitej”. „Reklama kontekstowa to nie dane 1 do 1”
Mateusz Kijowski, były lider i współtwórca KOD zarzucił „Rzeczpospolitej”, że prezentuje na swoich stronach kontrowersyjne reklamy środków na potencję. Dziennik odparował, że to reklama kontekstowa jest zależna od tego jakie strony odwiedzał wcześniej użytkownik. - Targetowanie reklam to skomplikowany system, nie zawsze wynika wprost z naszych zachowań w sieci - tłumaczą w rozmowach z serwisem Wirtualnemedia.pl eksperci - prof. Dariusz Jemielniak i Marta Sułkiewicz z Gemiusa.
Sprawę, która później przerodziła się w spór pomiędzy Mateuszem Kijowskim, działaczem społecznym który współtworzył Komitet Obrony Demokracji (KOD) i do niedawna liderem tego ruchu, a dziennikiem „Rzeczpospolita” wywołał Kijowski, który we wtorkowym wpisie na swoim facebookowym profilu zarzucił dziennikowi kontrowersyjny dobór reklam na stronie.
- Czy Rzeczpospolita musi się utrzymywać z takich reklam? – zapytał na swoim profilu Kijowski prezentując stronę „Rzeczpospolitej” która wyświetliła mu się po wybraniu internetowego adresu gazety.
Na pierwszym miejscu w segmencie zajmowanym przez reklamy widać było promocję środków zwiększających męską potencję. Autor wpisu zaprezentował go prawdopodobnie nie bez premedytacji, bowiem reklama sąsiadowała z artykułem poświęconym kongresowi PiS.
„Rzeczpospolita” nie pozostała dłużna. W odpowiedzi na wpis Kijowskiego zaznaczono, że: „Niestety nie jesteśmy odpowiedzialni za pliki cookies, panie Mateuszu. Radzimy oglądać buty sportowe, krawaty, książki, wycieczki zagraniczne itp. Wtedy tego typu reklamy zobaczy pan na naszej stronie” - napisała gazeta.
Obecnie wszystkie wpisy dotyczące sprawy zostały usunięte z Facebooka. Pozostaje jednak pytanie które nurtuje internautów: Czy były lider KOD jest stałym bywalcem stron „dla dorosłych”, skoro w jego przeglądarce internetowej pojawiają się kontekstowe reklamy związane z seksem?
Podobny problem pojawił się blisko rok temu przy okazji społecznościowych publikacji Tomasza Lisa związanych z serwisem Niezależna.pl.
Zarówno wówczas, jak i obecnie eksperci w rozmowach z serwisem Wirtualnemedia.pl podkreślają, że prezentowanie reklam kontekstowych konkretnemu użytkownikowi nie jest prostą konsekwencją odwiedzanych przez niego stron internetowych, choć takie odwiedziny mogą mieć wpływ na targetowanie.
- Targetowanie reklam to tak naprawdę cały zespół technik marketingowych polegających na coraz lepszym dopasowywaniu reklam do konkretnego użytkownika. Polega zarówno na dopasowaniu ich do historii zakupów, odwiedzin stron, czyteż zapytań w wyszukiwarkach - wyjaśnia prof. Dariusz Jemielniak, ekspert w dziedzinie nowych technologii i zarządzania międzynarodowego w Akademii Leona Koźmińskiego. - Nie zawsze jest tak, że to jakie reklamy nam się wyświetlają zależy od naszych wcześniejszych wyszukiwań czy wejść na strony. Po pierwsze, można skonfigurować komputer tak, aby śledzenie użytkownika było na nim znacznie utrudnione i wówczas reklamy będą mniej dopasowane. Po drugie, w wielu przypadkach mogą pokazać się reklamy, które pasują trochę lepiej, niż inne, ale które nie trafiają jednak idealnie w potrzeby internauty. Wreszcie, treść reklam w pewnym stopniu dopasowywana jest do treści samych stron, choć ten efekt w przypadku zidentyfikowanego użytkownika jest stosunkowo najmniejszy.
Według eksperta o tym jakie reklamy wyświetlają nam się na stronie decyduje choćby sama tematyka odwiedzanej witryny i treść strony. Źródłem danych są też nie tylko zachowania na komputerze, ale i na telefonie, tablecie, czy innym dowolnym urządzeniu, o ile poprawnie identyfikują one użytkownika jako tę samą osobę.
W podobnym duchu sprawę stosowania i widoczności reklam kontekstowych komentuje Marta Sułkiewicz, ekspert ds. reklamy wideo online w Gemiusie.
- Remarketing, czyli wyświetlanie reklam użytkownikom, którzy odwiedzili stronę internetową czy aplikację danego produktu lub sklepu to tylko jeden z wielu sposobów targetowania kampanii reklamowych – zauważa Marta Sułkiewicz. - Oczywiście nie jedyny. Marketerzy wykorzystują mnóstwo danych. Zarówno własnych, do których między innymi należą dane o ciasteczkach pozostawionych na ich stronach, jak i zewnętrznych - żeby zwiększać prawdopodobieństwo konwersji, na przykład kliknięcia lub zakupu. Tworzone są także zestawy cech osób potencjalnie zainteresowanych produktem, na podstawie portretu obecnych konsumentów, tak zwane look-alike. Filozofia jest prosta: jeśli wśród osób, które kupiły konkretny produkt możemy wyróżnić szereg cech demograficznych, zainteresowań lub zachowań w internecie, to możemy znaleźć więcej takich osób w sieci i wyświetlić im reklamę. A następnie, kiedy już klikną i wejdą na naszą stronę internetową, możemy im przypominać o produkcie za pomocą remarketingu.
Według Sułkiewicz mechanizmów modelowania atrybucji jest mnóstwo i są one bardzo zaawansowane.
- Często korzystają nawet z naszego profilu psychologicznego, jak słynne algorytmy OCEAN, które pomogły w kampanii Trumpa czy Brexitu. Zatem internauta, któremu wyświetlają się reklamy danych produktów nie zawsze odwiedza czy odwiedzał strony internetowe zachęcające przykładowo do ich nabycia - podsumowuje Sułkiewicz.
Dołącz do dyskusji: Mateusz Kijowski z pretensjami o reklamy potencji na stronach „Rzeczpospolitej”. „Reklama kontekstowa to nie dane 1 do 1”
A nawiasem mówiąc, to niezła bezczelność próbować cenzurować internet, nawet tak nieudolnie jak podejrzany o malwersacje Mateusz K.