Recenzje kinowe: Tsotsi, X-Men 3, Krótka histeria czasu
W skali od jednej do sześciu gwiazdek ocenia Robert Patoleta.
TSOTSI ***1/2
Nastoletni bandyta (Presley Chweneyagae) kradnie samochód razem z niemowlakiem. Opiekując się malcem nabywa ludzkich uczuć i przechodzi przyspieszone dorastanie.
Tytułowy Tsotsi (w języku mieszkańców RPA oznacza „ulicznego opryszka”) stoi na czele kilkuosobowej bandy młodocianych wyrostków. Kradną i zabijają, po to, aby przeżyć w śmietniku, jakim są slumsy afrykańskiego miasta. Tsotsi jest bezwzględny, pozbawiony uczuć, ale zagubiony w brutalnym świecie w którym biedni żyją na ulicy, a bogaci zamknięci są w swoich posiadłościach. Pewnego wieczoru kradnie samochód bez skrupułów raniąc jego właścicielkę. Kiedy zauważa maleństwo, budzi się w nim po raz pierwszy od dawna ludzkie uczucie.
Zabiera malucha do swojego skromnego domu, niezdarnie próbuje go karmić i przewijać. Nie dając sobie rady, postanawia znaleźć dla chłopczyka mamkę. Zwraca uwagę na młodą kobietę (Terry Pheto), która sama opiekuje się swoim dzieckiem. Nie wie jednak, że jest poszukiwany przez policję.
Opowieść jest prosta, zakończenie zaś całkowicie przewidywalne. Całość twórcy wzięli w duży cudzysłów umowności. Poprzez odpowiednią oprawę - scenografię złożoną z biednych domostw i spelun oraz zdjęcia spowite mgłą w kolorze sepii - stworzyli filmową baśń.
Mocnym punktem jest niezłe aktor grający głównego bohatera. Patrząc na niego, zastanawiamy się co tak naprawdę drzemie w jego głowie. Kluczowe sceny z jego udziałem oparte są na prostych emocjach poczynając od trudnego dzieciństwa i ucieczki chłopaka z domu aż po niewinność malca, którym się opiekuje. To czysta kalkulacja mająca na celu podbić serca widzów
Jednak w kilku momentach film sięga wyżyn. W pamięci pozostaje konfrontacja Tsotsi z żebrakiem oraz sceny z Miriam karmiącą dziecko. W obu jest mowa o świetle, w stronę którego Tsosti cały czas dąży. A widzom i tak pewnie najbardziej zapadnie w pamięć ujęcie, w którym po maluchu spacerują mrówki.
X-MEN: OSTATNI BASTION **1/2
W trzeciej części trylogii mutanty walczą z ludźmi, bo nie chcą się uczłowieczyć. To kolejne płytkie science fiction wypełnione efektami specjalnymi.
Rząd Stanów Zjednoczonych odkrył remedium pozwalające na to, aby mutanci na powrót stali się ludźmi. Ci jednak chcą zachować swój oryginalny wygląd i ponadnaturalne zdolności. Jedni mają łuski, inni niebieską skórę, skrzydła albo ostrza pomiędzy palcami.
Żyją w dwóch skłóconych ze sobą grupach. Jednymi dowodzi obdarzony potężną intuicją profesor Charles Xavier (Patrick Stewart), drugimi posiadający ogromną moc, ale złowrogi Magneto (Ian McKellen). Obie grupy nie chcą przyjąć zastrzyku pozwalającego im na powrót do zwykłego wyglądu i normalnej natury. Magento postanawia pozyskać Jean, kobietę o największej sile spośród wszystkich mutantów. Chce bowiem unicestwić zamkniętego w ludzkim laboratorium chłopca będącego źródłem remedium. Grupa Charlesa postanawia do tego nie dopuścić.
Z początku wydaje się, że pragnienie pozostania sobą to aluzja do sytuacji mniejszości seksualnych, narodowościowych lub religijnych. Nic z tego. Szybko okazuje się, że im dalej, tym robi się bardziej banalnie. Akcja koncentruje się na widowiskowych scenach wywracania samochodów, podnoszenia mostów i jatek z udziałem wszystkich postaci. Aż wstyd, że w czymś takim wzięli udział aktorzy mający zazwyczaj większe ambicje.
KRÓTKA HISTERIA CZASU **
Komercyjny debiut znanego z produkcji offowych Dominika Matwiejczyka jest żenująco słaby.
Tomek (Mateusz Damięcki) stara się być przykładnym studentem fizyki dopóki nie spotyka Julii (Kamilla Baar). Zakochuje się w niej, ale ta zajęta jest już przez jego kumpla Jarka (Krzysztof Zych). Kiedy Tomek zaczyna marzyć o Julii, napotyka nachalną Martę (Lucyna Piwowarska – Dmytrów). Zaraz potem znajduje się na imprezie, która już kiedyś się wydarzyła. Na szczęście jest na niej Julia. Czyżby cofnął się w czasie?
Widzowie natomiast cofają zdumieni tym, że TVP wyłożyła pieniądze na takie nie wiadomo co. O tym filmie nie da się powiedzieć niczego dobrego. Nie dość, że nudny, bez pomysłu, to jeszcze słabo zrobiony. Reżyser będący w zasadzie w wieku swoich bohaterów wkłada w ich usta jakieś bezsensowne dialogi przyprawiające ich i jego samego o śmieszność. Aktorstwo jest sztuczne na czele z kuriozalną rolą Marka Probosza jako profesora Wolańskiego. Widać, że reżyser nie ma wprawy, myli konwencje. Raz traktuje materiał jak infantylny romans dla nastolatków, a następnie jak głupią komedię obyczajową. Aktorzy grają według własnego widzimisię, tak jakby nikt ich nie prowadził.
Krótko mówiąc, powstał kolejny film dla nikogo. Żal mi tylko młodych, utalentowanych aktorów, bo marnują swój talent grając w gniotach takich jak ten.
DŻUNGLA
Sebastian, lew żyjący w nowojorskim zoo, raczy swego syna Franka wielce dramatycznymi opowieściami o życiu w prawdziwej dżungli, z której - jak twierdzi - pochodzi. Martwi się, że syn jest nieśmiały i nie potrafi nawet porządnie zaryczeć. Zresztą i sam wielki tata ma z tym niejakie trudności… Gdy po rodzinnych nieporozumieniach Franek trafia na statek, który zmierza do prawdziwej dżungli, Sebastian rusza synowi na ratunek. Towarzyszy mu grupa ekscentrycznych, ale wiernych przyjaciół: wiewiórka Benek, żyrafa Bożena, anakonda Ksysiek oraz miś koala Bazyl.
(Forum Film)
Robert Patoleta
Dołącz do dyskusji: Recenzje kinowe: Tsotsi, X-Men 3, Krótka histeria czasu