Spór dziennikarzy piłkarskich z Bońkiem i bukmacherką w tle. Pol i Stanowski kontra Kołodziejczyk i Stec
Prezesura Zbigniewa Bońka w PZPN i reklamowanie przez niego firmy bukmacherskiej mocno podzieliły dziennikarzy piłkarskich. Z jednej strony są przychylne mu m.in. „Przegląd Sportowy” z Michałem Polem i Przemysławem Rudzkim oraz Krzysztof Stanowski z Weszło.com, a z drugiej krytyczni Michał Kołodziejczyk z Grupy WP, Rafał Stec z „Gazety Wyborczej” i Marcin Grzywacz ze Sportklubu.
Zbigniewowi Bońkowi występowanie w reklamach firmy bukmacherskiej wytykano od objęcia przez niego funkcji prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej jesienią 2012 roku. Boniek od wielu lat jest ambasadorem reklamowym zagranicznej spółki Expekt, promując jej stricte bukmacherskie usługi (obstawianie wyników meczów).
Tymczasem zgodnie z ustawą hazardową obowiązującą od 2010 roku bukmacherzy zarejestrowani w Polsce, tak samo jak inne firmy z branży hazardowej, mają zakaz promowania usług internetowych. W efekcie część spółek niedługo po wprowadzeniu tych przepisów wycofała się ze sponsorowania klubów piłkarskich (np. Bet-at-home zakończył współpracę z Wisłą Kraków, a Betclic z Lechem Poznań). Mimo to logotypy bukmacherów internetowych są widoczne podczas transmisji sportowych z zagranicy (głównie na strojach piłkarzy), a zagraniczne serwisy bukmacherskie osiągają u nas w ostatnim okresie rekordową popularność.
Polscy bukmacherzy mogą prowadzić jedynie działania wizerunkowe. Dlatego firma STS, sponsorując od prawie dwóch lat Lecha Poznań, w reklamach skupia się na meczach tego klubu i jego słynnym zawodniku Piotrze Reissie (zobacz szczegóły), w podobny sposób komunikuje też marketingowo od połowy ub.r. wspieranie jako partner naszej piłkarskiej reprezentacji (więcej o tym).
Zbigniew Boniek na te zarzuty od lat odpowiadał tak samo: ustawa hazardowa jest szkodliwa dla polskiego sportu tracącego środki od potencjalnych sponsorów, natomiast on mając włoskie obywatelstwo podlega tamtejszemu prawodawstwu (w poniższym wywiadzie sprzed dwóch lat z Telewizją Polską ten wątek pojawia się w 10. minucie).
Dodajmy, że z internetowymi firmami bukmacherskimi są też związani reklamowo niektórzy dziennikarze sportowi. Bożydar Iwanow z Polsat Sport przez parę lat jako ambasador Betfair.pl prowadził m.in. wideoblog, natomiast jego redakcyjny kolega Mateusz Borek od lat promuje Betclic, w ostatnim czasie nagrywając z Romanem Kołtoniem (też pracującym w Polsat Sport) cykliczny magazyn omawiający ostatnie i zapowiadający najbliższe wydarzenia piłkarskie.
Podobny cykl rozmów wideo, promujących Expekt, Zbigniew Boniek prowadził w ostatnich miesiącach z Krzysztofem Stanowskim, założycielem i szefem Weszło.com. Serwis ten od swojego startu jest blisko związany z branżą internetowych zakładów bukmacherskich (takie usługi są tam najczęściej reklamowane, obecnie działa też osobna sekcja „Bukmacherka” z radami i analizami, jak obstawiać wyniki).
Taka działalność jest zgodna z prawem, ponieważ serwis jest zarejestrowany za granicą, a w zakładce „O nas” zastrzega: „Jesteśmy serwisem przeznaczonym dla osób posługujących się językiem polskim, ale zamieszkałych poza Polską, w krajach, w których internetowe reklamy bukmacherskie są legalne - takich jak Anglia. Jeśli odwiedzasz nas z terytorium Polski, bezzwłocznie zamknij stronę”.
Od ponad roku Krzysztof Stanowski pisze cotygodniowe felietony do „Przeglądu Sportowego”, został zaproszony do współpracy jako jeden z kilku autorów zewnętrznych przez Michała Pola i Przemysława Rudzkiego, którzy przejęli wtedy kierowanie redakcją (więcej na ten temat). W lutym ub.r. Stanowski w tekście „Buk zapłać” skrytykował polskie firmy bukmacherskie apelujące, by zablokować w kraju dostęp do serwisów internetowych zagranicznych bukmacherów, którzy nie płacą u nas podatków. - Polscy bukmacherzy walczą z tzw. „nielegalnymi firmami”, które tak naprawdę są legalne w pełni, często to gigantyczne przedsiębiorstwa notowane na giełdach. Kiedy względnie mała polska firma określa światowego giganta mianem „nielegalnego”, to uważam to za co najmniej niestosowność - stwierdził. - Ustawę trzeba zmienić, ale zmienić zupełnie inaczej: poprzez stworzenie warunków dla zachodniego biznesu, by lokował się w Polsce. Wiadomo przecież, że istniejące prawo nie ma na celu walki z hazardem, tylko jest to nieudana próba zarabiania na tym biznesie - dodał.
Wiosną ub.r. Orange Polska ogłosił, że nie przedłuży wygasającej w połowie roku umowy, zgodnie z którą był sponsorem głównym naszej piłkarskiej reprezentacji (latem i jesienią ub.r. PZPN podpisał umowy z kilkoma nowymi partnerami i sponsorami oficjalnymi reprezentacji, ale nowego sponsora głównego nadal pozyskał - przeczytaj o tym więcej). Tę decyzję firmy telekomunikacyjnej jako duże niepowodzenie Związku ocenił Michał Kołodziejczyk, pracujący wtedy w „Rzeczpospolitej” (od początku br. jest redaktorem naczelnym serwisów sportowych Grupy Wirtualna Polska). - Mówisz polska piłka - myślisz: wstyd. A wielkie pieniądze i duże firmy wstydu nie lubią. Rynek reklamy oparł się PZPN-owskiej propagandzie sukcesu - napisał.
Kołodziejczykowi szybko na Weszło.com odpowiedział Krzysztof Stanowski, zwracając uwagę, że umowa z Orange nie została zerwana tylko planowo zakończona, polski rynek sponsoringu sportowego cały czas rośnie, a zaczynający wtedy sponsorowanie reprezentacji Cinckiarz.pl to poważna polska firma z chwytliwą nazwą. Przy okazji wytknął mu, że bardziej niż marketingowymi problemami PZPN-u powinien przejmować się malejącą sprzedażą „Rzeczpospolitej”.
W odpowiedzi Michał Kołodziejczyk napisał tekst „O dwóch cynikach”, mając na myśli Stanowskiego i Bońka. - W ostatnią sobotę Stanowski popełnił w „PS” komentarz o sytuacji w polskiej bukmacherce. Wydrukowany pomimo zdziwienia tych, którzy czuli niesmak - ocenił. - Najcenniejszym partnerem Stanowskiego w tej akcji jest Boniek zachęcający od dawna do hazardu na portalu Weszło - dodał. Przypomniał też, że Stanowski krytykował „Przegląd Sportowy”, kiedy tytułem kierował Marcin Kalita, oceniając że jest to gazeta po prostu nudna, a teraz broni na jej łamach branży hazardowej. - Nowy redaktor naczelny Michał Pol nie widzi w tym nic niestosownego, choć część zespołu ma zupełnie inne zdanie - zaznaczył Kołodziejczyk.
Pod koniec ub.r. zaangażowanie Zbigniewa Bońka w promocję internetowych zakładów bukmacherskich mocno skrytykował Rafał Stec na łamach „Gazety Wyborczej”, polemizując ze stwierdzeniem prezesa PZPN, że silne uzależnienie od bukmacherki to mit. W tekście zatytułowanym „Boniek twarzą świata myślącego mamoną” ocenił, że szef PZPN reklamuje hazard z takich samych pobudek, z jakich znani piłkarze promują niezdrową żywność (chipsy, fast foody czy napoje gazowane) - dla pieniędzy.
Za to według Krzysztofa Stanowskiego internetowe zakłady bukmacherskie to hazard taki sam jak gry losowe, loterie SMS-owe czy internetowy handel walutami. - Nie jestem w stanie pojąć, dlaczego według prawa próba przewidzenia wyniku rywalizacji sportowej - który przecież jest pod wieloma względami możliwy do przewidzenia (np. Almeria nie pokona Barcelony w ten weekend) - to hazard, a już forex czy loteria SMS nie - napisał w listopadzie ub.r. w „Przeglądzie Sportowym”.
W październiku ub.r. na łamach „Rzeczpospolitej” zarządzenie PZPN-em przez ekipę Zbigniewa Bońska krytycznie opisał Piotr Żelazny (który w redakcji „Rz” zastąpił odchodzącego na emeryturę Stefana Szczepłka). - Po dwóch latach kierowania polską piłką przez Bońka trudno się dopatrzyć planu i wizji. To nie jest prezesura zła, ale też bardzo daleka od oczekiwań związanych z pojawieniem się Bońka w PZPN. Mamy do czynienia bardziej z indywidualnymi szarżami niż przemyślanymi zespołowymi akcjami - napisał.
Szybko polemikę z tym artykułem zamieścił na Weszło.com Krzysztof Stanowski. - Aby napisać - jak dzisiaj „Rzeczpospolita” - że przez dwa lata w PZPN niewiele się zmieniło, to trzeba mieć albo złą wolę, albo być nierzetelnym i niepoinformowanym. Może wszystko razem. Bo dzisiaj - po dwóch latach odkąd do związku wkroczył Zbigniew Boniek - jest to zupełnie inna instytucja. Gdyby kilkuosobowa frakcja dziennikarzy potrafiła odłożyć na bok antypatię do prezesa - kultywowaną latami - może zdołałaby to przyznać. Na razie woli wbrew faktom na siłę wmówić ludziom: nic się nie zmieniło - zaczął swój artykuł. - Możecie mnie nazwać jakimś dupowłazem, ale ja takim ludziom jak Boniek, Sawicki, Basałaj, czy Koźmiński po prostu za te dwa lata dziękuję - napisał na koniec.
W kontekście PZPN-u duże emocje wśród dziennikarzy piłkarskich wywołuje w ostatnim okresie praca Janusza Basałaja. Przypomnijmy, że jesienią 2012 roku, po wygranych przez Zbigniewa Bońka wyborach, Basałaj został zatrudniony w Związku jako dyrektor departamentu komunikacji i mediów (więcej o tym). Wcześniej przez wiele lat pracował w mediach, m.in. był dyrektorem redakcji sportowej w Canal+ i Telewizji Polskiej oraz redaktorem naczelnym Orange Sport.
Większość środowiska przyznaje, że kierowany przez Janusza Basałaja departament działa bardzo efektywnie, m.in. rozwijając obecność Związku z internecie, w tym mediach społecznościowych (np. jesienią ub.r. we współpracy z Alior Bankiem został uruchomiony serwis dla kibiców Laczynaspilka.pl). Z drugiej strony paru dziennikarzy skarżyło się na natarczywe interwencje Basałaja po krytycznych publikacjach o PZPN i Bońku - SMS-y i telefony z pretensjami do nich i ich przełożonych (Michał Kołodziejczyk w poniższym wywiadzie w Sportklubie mówi o tym od 12. minuty).
Z kolei nieżyczliwi Związkowi i jego prezesowi (chociażby Jacek Kmiecik, były wieloletni dziennikarz „Przeglądu Sportowego”, ostatnio związany z Futbolnews.pl) zarzucają, że Janusz Basałaj jako menedżer mediów nadzorował pracę młodych dziennikarzy, na których teraz łatwiej mu wpływać przy dbaniu o wizerunek PZPN. - Basałaj jest szarą eminencją w PZPN, dba o dobry PR federacji, ale jeszcze bardziej o wizerunek prezesa. Ma wielu wysoko postawionych przyjaciół w mediach, wykonuje swoją pracę doskonale. Dzięki niemu Boniek wie o dziennikarzach wszystko - napisał jesienią 2013 roku w „Rzeczpospolitej” Kołodziejczyk.
Wiosną ub.r. z „Przeglądu Sportowego” zwolnieni zostali Piotr Żelazny i Marek Wawrzynowski, którym kierownictwo redakcji zarzuciło małą wydajność (więcej na ten temat). Według środowiskowych plotek powodem były ich krytyczne artykuły o PZPN - jeden z dziennikarzy „PS” anonimowo powiedział Wirtualnemedia.pl, że w redakcji panuje pro-PZPN-owska atmosfera. Michał Pol stanowczo to dementował. - Wątek PZPN jest absurdalny, co z pewnością obaj potwierdzą. „Przegląd Sportowy” zawsze opublikuje każdy rzetelnie udokumentowany materiał o nieprawidłowościach w każdej instytucji sportowej - powiedział nam.
W zeszły weekend menedżer piłkarski Cezary Kucharski w rozmowie z „Polska The Times” krytycznie ocenił pochlebne nastawienie wielu dziennikarzy do PZPN-u i Zbigniewa Bońka, co mocno podwyższyło temperaturę dyskusji wśród nich - opisujemy to na drugiej podstronie
Dołącz do dyskusji: Spór dziennikarzy piłkarskich z Bońkiem i bukmacherką w tle. Pol i Stanowski kontra Kołodziejczyk i Stec