Rafał Trzaskowski porażką w wyborach zapłacił za błędy PO i oficjalne poparcie ruchu LGBT (opinie)
Rafał Trzaskowski przegrał wybory prezydenckie zdobywając w nich niespełna 49 proc. poparcia. I choć głosowało na niego ponad 10 mln Polaków, trudno zdaniem ekspertów od marketingu politycznego mówić o nim jako o wygranym. W ich ocenie popełnił kilka błędów, które przyczyniły się do niedzielnego wyniku. Odmawiając udziału w debacie w Końskich dał się złapać w pułapkę sztabu Andrzeja Dudy i stracił możliwość dotarcia do tych wyborców, którzy znali go jedynie ze stronniczych relacji TVP. Zapłacił też karę za wypowiedzi wszystkich przedstawicieli PO krytykujących program 500+, a także za swoje oficjalne poparcie dla ruchu LGBT oraz trzykrotny udział w paradach równości. „Nie pozbył się buty, arogancji, wyższości”.
W poniedziałek wieczorem Państwowa Komisja Wyborcza podała oficjalne wyniki II tury wyborów prezydenckich z 12 lipca br. Wygrał je Andrzej Duda z wynikiem 51,03 proc. poparcia (zdobył 10 440 648 głosów). Na Rafała Trzaskowskiego zagłosowało 48,97 proc. wyborców ( było to 10 018 263 głosów). Frekwencja w II turze wyniosła 68,18 procent. Andrzej Duda będzie prezydentem przez kolejne 5 lat, do 2025 roku.
W pierwszej turze zwyciężył Andrzej Duda 43,5 proc. głosów (8 450 513 głosy). Rafał Trzaskowski zajął drugie miejsce, zdobywając poparcie 30,46 proc. wyborców (5 917 340 głosów).
Rafał Trzaskowski, prezydent Warszawy walkę o fotel prezydencki rozpoczął dopiero w połowie maja, czyli wiele tygodni później niż jego wszyscy kontrkandydaci. Koalicja Obywatelska, której był kandydatem zdecydowała się go zgłosić po tym, jak rezygnację z dalszej walki w kampanii wyborczej złożyła poprzedniczka Rafała Trzaskowskiego, Małgorzata Kidawa-Błońska. Była kandydatką KO w wyborach, które miały pierwotnie odbyć się 10 maja br. Z powodu pandemii koronawirusa finalnie do nich nie doszło.
Kampania Rafała Trzaskowskiego trwała niespełna dwa miesiące. Szefem jego sztabu wyborczego był Cezary Tomczyk. Oficjalnie kandydaturę prezydenta Warszawy poparło wielu celebrytów i samorządowców.
To były wybory nie za, a przeciw
Dr Krystian Dudek, właściciel Instytutu Publico, ekspert ds marketingu politycznego i wizerunku twierdzi, że Rafał Trzaskowski zrobił co mógł, a miał utrudnione zadanie, bo jego kampania trwała niecałe dwa miesiące i rozpoczęła się znienacka. Przypomina, że kampania jego poprzedniczki Małgorzaty Kidawy-Błońskiej przyniosła straty, bowiem z dwucyfrowego wyniku sprowadziła poparcie dla kandydatki tej formacji do sondażowych 2 proc., czyli wartości błędu statystycznego.
- I nie upatruję tu winy jej samej ale sztabu, który zupełnie nie miał pomysłu na jej wypromowanie. Kandydata reprezentującego partię wybiera się wiedząc jaki ma potencjał i jak można spożytkować go z myślą o zwycięstwie. To nie wybór lepszej koleżanki czy kolegi, a strategiczna decyzja wiążąca się z przyszłością całego ugrupowania. Zresztą historia słabych sztabów PO jest dłuższa, bowiem gdyby w 2015 roku Bronisław Komorowski startujący z poziomu sondażowych 75 proc. nie popełnił tylu błędów - dzisiaj PO byłaby w zupełnie innym miejscu, a Trzaskowski lub inny kandydat PO nie mierzyłby się z Andrzejem Dudą - uważa dr Krystian Dudek.
W rozmowie z Wirtualnemedia.pl podkreśla, że obecny wynik Rafała Trzaskowskiego to najlepszy wynik PO od lat i wyrasta on na lidera w tej partii. - Choć trzeba przyznać, że zasługa w tym wszystkich wyborców opozycji, bo każdy z nich dorzucił tu swoje trzy grosze – komentuje nasz rozmówca. Zwraca też uwagę, że mobilizacja wyborców była ogromna, co pokazuje frekwencja, jednak okazuje się, że po prostu więcej ludzi poszło głosować nie na prezydenta, a wziąć udział w plebiscycie za lub przeciw PiS. - Dzięki świadczeniom socjalnym, które w obliczu koronawirusa nabierają szczególnego znaczenia, szczególnie dla osób mniej zamożnych i pochodzących z mniejszych miast i wsi – wygrał Andrzej Duda. Ponadto seniorzy, którzy stanowią zdyscyplinowaną grupę wyborczą udali się do lokali wyborczych, by podziękować za 13 emerytury - analizuje ekspert.
Kara za negatywne wypowiedzi o 500+, poparcie LGBT
Zaznacza przy tym, że do myślenia daje też przekonanie, że zagranica i duże miasta, które miały poprzeć Trzaskowskiego głosy policzyły na samym końcu, a z każdym napływającym głosem wynik Dudy rósł. Domniemywa, że być może turyści spędzający urlopy poza granicami kraju swoje wakacje finansowali po części z 500+ i wbrew temu co może myśleć opozycja - poszli zagłosować kierując się regułą wzajemności wobec rządu, który regularnie napełnia ich portfele. - Trzaskowski zapłacił karę za wypowiedzi wszystkich przedstawicieli PO, którzy krytykowali program 500+, a ponadto za swoje oficjalne poparcie dla ruchu LGBT oraz trzykrotny udział w paradach równości. Trzeba przyznać, że te ostatnie tematy na początku nie były głównym przedmiotem debaty wyborczej, ale sztab Dudy wyczuł nastroje i skutecznie zagrał tym tematem, który w gruncie rzeczy nie wpływa decydująco na poziom życia obywateli. Nie dysponował też takimi narzędziami medialnymi jak Duda. Bowiem trzy zasięgowe kanały telewizji publicznej sprzyjające obecnemu prezydentowi, dawały mu przewagę o jakiej Trzaskowski mógł pomarzyć.
Dwa tygodniki opinii grające na Trzaskowskiego, przy nikłym poziomie czytelnictwa w ogóle - były za słabą odpowiedzią na dużą siłę rażenie - analizuje dr Krystian Dudek.
Jako błąd wskazuje też nieobecność Rafała Trzaskowskiego na debacie w Końskich. - Osobiście doradziłbym Trzaskowskiemu jechać, choćby z zaskoczenia, powiedzieć, że przyjechał z szacunku do obywateli, przekazać jeszcze 1-2 komunikaty do wyborców z mniejszych miejscowości (to musiałyby być kuszące dla nich propozycje) i zakończyć udział w "debacie" zapraszając zainteresowanych mieszkańców do zadawania pytań w zorganizowanym nieopodal własnym terenowym studio. Unikając udziału dał sztabowi Dudy paliwo, które ci wykorzystali, serwując w TVP przez kilka dni komunikat o braku szacunku Trzaskowskiego dla wyborców - ocenia Dudek.
Andrzej Duda bardziej zmobilizował elektorat
- Rafał Trzaskowski przegrał wybory i trudno mówić, że w jakimś sensie jest wygrany – stwierdza wprost w rozmowie z Wirtualnemedia.pl Marek Gieorgica, partner zarządzający w Clear Communications Group. Zaznacza, że należy doceniać ogromny wysiłek, włożony w to, aby w bardzo krótkim czasie zorganizować i przeprowadzić kampanię, która dała kandydatowi Koalicji Obywatelskiej miejsce w drugiej duże oraz ostatecznie niesamowicie dobry wynik. - Zabrakło naprawdę niewiele, jednak nie ma to już znaczenia. Liczy się tylko ten kandydat, który wygrał. Przez następne 3,5 roku nie mamy przed sobą wyborów, do tego czasu wiele może się wydarzyć, nie ma więc sensu myśleć o dyskontowaniu tego wyniku - mówi nasz rozmówca.
Jako jeden z głównych powodów „porażki” Rafała Trzaskowskiego wskazuje na kampanię jego kontrkandydata, czyli Andrzeja Dudy. Zwraca uwagę, że obecny prezydent bardzo mocno zmobilizował do głosowania osoby starsze - nawet takie, które nie głosowały w pierwszej turze. Jego zdaniem Trzaskowski nie miał narracji dla tej grupy. - Po drugie, Trzaskowski nie zmienił w sposób wyraźny swojej narracji po pierwszej turze - robił to zbyt subtelnie. Nie był też w stanie zmobilizować wyborców do pójścia na głosowanie tak mocno, jak zrobił to Andrzej Duda. Wielu wyborców, którzy głosowali w pierwszej turze na innych kandydatów zostało w domu, głosować poszli nowi, do których ze swoim przekazem dotarła kampania prezydenta Dudy – twierdzi Marek Gieorgica.
Nieobecność na debacie w Końskich dużym błędem
W ocenie naszego rozmówcy kolejnym błędem Rafała Trzaskowskiego było to, że nie zdecydował się na udział w debacie prezydenckiej w Końskich. - To moim zdaniem największy błąd, chociaż oczywiście udział w niej wiązałby się dla niego z ogromnym ryzykiem. Niemniej to goniący kandydat ma zawsze mniej do stracenia w tego typu starciu. Udział w debacie dawał Trzaskowskiemu szanse na dialog z wyborcami, do których w żaden inny sposób nie był w stanie dotrzeć. Miał szansę pokazać i powiedzieć im, że nie jest zagrożeniem. Jak to mówi się w żargonie piłkarskim - gol strzelony na wyjeździe liczy się podwójnie. Dlatego warto było moim zdaniem spróbować. Sztab Trzaskowskiego musiał jednak uznać, że ryzyko jest zbyt duże. Wielu wyborców z mniejszych miasteczek i wsi odebrało to jako brak szacunku do nich. I efekt tego wiedzieliśmy w głosowaniu. 5 lat temu Andrzej Duda nie zmarnował szansy na debatę i pokonał Bronisława Komorowskiego. Teraz to on miał potencjalnie więcej do stracenia, dlatego nie zgodził się na debatę proponowaną przez TVN, Onet i WP. Jak widać - to mu nie zaszkodziło – ocenia Marek Gieorgica.
Równie bezlitosny d;a Rafała Trzaskowskiego jest Szymon Sikorski, CEO agencji Publicon. Uważa, że jego kampania powielała większość błędów Platformy Obywatelskiej sprzed lat, tylko z młodszą, świeżą twarzą. - Największym obciążeniem dla Rafała Trzaskowskiego była PO: dlatego nie poszła część głosujących uprzednio na Hołownię, dlatego nowi głosujący w większości wybrali Dudę - twierdzi Szymon Sikorski.
W jego ocenie prezydent Warszawy nie miał żadnej ciekawej, nowej oferty programowej - oparł się na filarach wypracowanych przez PiS, czyli świadczeniach socjalnym i światopoglądzie. - Nie pozbył się buty, arogancji, wyższości, nie pozbył się też szkodliwych klakierów i wstrętnych, ośmiogwiazdkowch "heheszków" dla aroganckich elit. Nie potrafił zbudować wspólnoty, a działał na podstawie grup akcyjnych (krótkotrwałych i niewiernych), co też przekłada się na to, że to nie będzie "stały efekt Trzaskowskiego" - takie stałe grupy budowane są jednak na wspólnocie, nie na happeningach i memach – podkreśla nasz rozmówca.
Podobne refleksje ma prof. Dariusz Tworzydło, kierownik Katedry Komunikacji Społecznej i Public Relations Uniwersytetu Warszawskiego, który zauważa, że wprawdzie z jednej strony kampania, szczególnie w drugiej turze przybrała formułę, która zmierzała do ograniczania błędów, to jednak już podczas ogłoszenia wyników pierwszej tury Rafał Trzaskowski otoczył się osobami, które reprezentowały jego obóz polityczny. - Na ten fakt zwracało uwagę wielu ekspertów, podkreślając, że był to błąd wizerunkowy. Podobnie jako problem wskazywano zbyt daleko idącą elastyczność w obietnicach składanych wyborcom konkurentów, którzy odpadli w pierwszej turze wyborów – analizuje prof. Dariusz Tworzydło.
Kampania z każdej strony oparta na negatywach
W rozmowie z Wirtualnemedia.pl dodaje, że już pierwsze komentarze części polityków pokazują, że Rafał Trzaskowski pomimo dobrego wyniku jaki uzyskał nie będzie w stanie stać się liderem zjednoczonej opozycji. Wynika to z rozbieżnych interesów poszczególnych ugrupowań, które na potrzeby drugiej tury wyborów zbudowały obóz przeciwstawiany urzędującemu prezydentowi. - Mobilizacja była niespotykana, wszystkie strony podkreślają, że udało się zmotywować i zaangażować rzadko spotykaną liczbę Polaków. I to był bardzo ważny pozytywny efekt tej ciężkiej dla wszystkich stron kampanii – zaznacza nasz rozmówca.
Z kolei zdaniem Piotra Czarnowskiego, prezesa agencji First PR w tych wyborach, choć nominalnie wygrał Andrzej Duda i PiS, to w rzeczywistości przegraliśmy wszyscy, także on sam. - Trzeba tylko spojrzeć nie z punktu widzenia któregoś z kandydatów, ale ogólniej. Po pierwsze w wyborach, jak w wielu poprzednich, sporo ludzi głosowało przeciw a nie za, bo żaden kandydat nie był odpowiedni. Czyli polska polityka nadal jest mało dojrzała. Po drugie wybory potwierdziły jak silnie - i niestety trwale - podzielony i spolaryzowany jest naród. To jest zjawisko tragiczne, niezależnie od opcji trzymającej władzę. Dowodem na trwałość polaryzacji jest to, że ani żadne afery ujawniane w ostatnich tygodniach ani propagandowe "sukcesy" kandydatów nie wpłynęły na opinie wyborców. Osiągnięcie pozytywnego efektu czegokolwiek w takim kraju jest bardzo trudne jeśli nie niemożliwe. Czyli politycznie i społecznie jesteśmy słabi. Po trzecie, jeśli przez kilka miesięcy angażuje się do kampanii wyborczej cały aparat Państwa, od najwyższych instytucji po spółki publiczne, nie wspominając już o mediach, i mimo wszystko wynik jest zaledwie około 50 proc., to dowodzi niestety fasadowej tylko siły tego aparatu. Czyli nasze struktury zarządzania nie są tak silne jak się uważa. Po piąte okropne jest to, że kampania ze wszystkich stron była brudna i znowu opierała się na negatywach i straszeniu, wymyślaniu zagrożeń i montowaniu w nie przeciwników, w konsekwencji prowadząc do eskalacji fobii i nienawiści. Czyli w rzeczywistości nie dopracowaliśmy się niczego, co byłoby pozytywne i trwałe i co można by użyć do kampanii pozytywnej. Uważam, że na dłuższą metę wygrana Dudy jest jego przegraną, ponieważ wydaje się, że sam uwierzył w jeden z głównych przekazów kampanii - że wszystko dobre co wydarzyło się w Polsce to wyłącznie jego zasługa. Czyli trudno będzie mu zmierzyć się teraz z rzeczywistością i jego prawdziwą rolą w Państwie - komentuje Czarnowski.
Nasz rozmówca uważa, że wynik kampanii praktycznie nic nie zmieni, bo – jak uzasadnia - wszystko, włącznie z miejscem i rolą Andrzeja Dudy w polskim systemie politycznym, a także propagandą jako podstawą kształtowania ludzi, pozostaje bez zmian. - PO (KO) zapewne jak zwykle nie wyciągnie żadnej lekcji i będzie się nadal łudzić, że wszyscy kochają Tuska i ludzie z jego grupy, jeśli nawet młodszego pokolenia, mogą odegrać konstruktywną rolę. Inne partie opozycyjne, zamiast jednoczyć się, będą jak zawsze zwalczać się wzajemnie i zmieniać poglądy szybciej, niż można to odnotować. No więc gdzie jest tu jakakolwiek wygrana? A wszelkie doniesienia, że PiS już ledwo dyszy, albo że opozycja zupełnie się rozpadnie, że naród się obudził i teraz będzie już zupełnie inaczej i w ogóle, że od dziś żyjemy w innej Polsce (lepszej albo gorszej, zależnie od politycznej opcji) uważam tylko za werbalizację marzeń - uważa Piotr Czarnowski.
Trzaskowski dał się złapać w pułapkę sztabu Andrzeja Dudy
Michał Raszka, członek zarządu w agencji public relations Grupa PRC Holding uważa, że przy mocno podzielonym elektoracie na zwolenników i przeciwników obozu władzy, szansa na przepływ poparcia pomiędzy tymi grupami wyborców była niewielka i właściwie tylko jedna: debata prezydencka w TVP. Uważa, że sztab Andrzeja Dudy dążył do tego, by do starcia w TVP nie doszło. Dlaczego? - Bo wtedy Rafał Trzaskowski miałby dostęp do widzów telewizji, w której konsekwentnie był pokazywany w złym świetle. Trzaskowski dał się złapać w pułapkę – celem nie było ściągnięcie go na debatę – ale to, by nie wziął w niej udziału. Mógł to być właściwie jedyny game changer tej kampanii – coś co mogło zmienić jej bieg. Ale nie podjął ryzyka – choć de facto niewiele ryzykował – gdyby wypadł źle, nie zmieniłoby to i tak nastawienia wśród widzów TVP. Każdy z kandydatów został więc w swojej bańce medialnej: nie dotarł do elektoratu przeciwnika - komentuje Michał Raszka.
Nasz rozmówca uważa, że słabością Rafała Trzaskowskiego był jego sztab. Zwraca uwagę, że choć była tam ogromna mobilizacja, to widać było też braki: Andrzej Duda i jego sztab pracowali przez 5 lat, Rafał Trzaskowski przez 2 miesiące. - Trudno było więc dorównać zapleczu obecnego prezydenta, natomiast brak przygotowanych mocnych tematów kampanii był już problemem. W niewielkim stopniu przecież przypominano wyborcom wszystkie wizerunkowe (i nie tylko) wpadki Andrzeja Dudy i obozu władzy. Nie było też prawie żadnych tematów niewygodnych (poza uniewinnieniem skazanego za m.in. pedofilię) - komentuje Raszka.
Czytaj więcej: Startuje Huawei Next-Image Awards 2020, nagrody po 10 tys. dolarów
Dołącz do dyskusji: Rafał Trzaskowski porażką w wyborach zapłacił za błędy PO i oficjalne poparcie ruchu LGBT (opinie)
Te, ekspert, ty tak.na serio?😂