24 września br. prezydent Bronisław Komorowski podpisał projekt nowelizacji ustawy o przebudowie i modernizacji sił zbrojnych. Dzień później Rada Ministrów obradowała nad projektem uchwały w sprawie określenia szczegółowych kierunków przebudowy i modernizacji Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej na lata 2013-2018. Niestety, ani prezydencki projekt, ani rządowa uchwała nie dotyka sprawy o newralgicznym znaczeniu dla polskiej armii, a mianowicie konkretnego planu odbudowy polskiej Marynarki Wojennej. Bez szybkiego podjęcia konkretnych decyzji w ciągu najbliższych sześciu lat polska flota wojenna praktycznie przestanie istnieć.
W marcu br. Ministerstwo Obrony Narodowej zaprezentowało projekt koncepcji rozwoju Marynarki Wojennej. Zakładał on zakup do 2030 r. m.in. trzech okrętów podwodnych oraz okrętów wsparcia operacyjnego. Od tego czasu nie podjęto żadnych wiążących decyzji. Taka opieszałość szkodzi polskiej obronności.
Polska otrzymała dwie oferty na sprzedaż okrętów podwodnych: od niemieckiego konsorcjum TKMS i francuskiego DCNS. O ile oferta niemiecka ogranicza się do sprzedaży Polsce jednostek, to oferta francuska zakłada transfer technologii i udział polskich stoczni w budowie okrętów. To jedyna szansa na uratowanie Stoczni Marynarki Wojennej w Gdyni, znajdującej się obecnie w stanie upadłości likwidacyjnej. Należy podkreślić, że w przypadku zakupu okrętów za granicą, bez warunku udziału polskich zakładów w produkcji jednostek, polscy podatnicy zapłacą obcym stoczniom za ponad 3 mln roboczogodzin. Tymczasem Polska dysponuje i zakładem, w którym mogłaby odbywać się produkacja (wspomniana SMW w Gdyni), i wysokiej klasy specjalistami.
MON, podejmując decyzję – oby jak najszybszą – w sprawie okrętów podwodnych, powinien wziąć pod uwagę fakt, że niemieckie jednostki są okrętami tego samego typu, co niesławny „Papanikolis”, o którego wadach szeroko rozpisywały się media. Mogą zatem stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa załogi.
Przypomnijmy: w 2008 roku Ministerstwo Obrony Narodowej podpisało list intencyjny na zakup wadliwego okrętu podwodnego „Papanikolis”, którego odbioru odmawiał od dłuższego czasu pierwotny klient, marynarka wojenna Grecji. Transakcję tę chciano przeprowadzić bez określenia specyfikacji wymagań co do okrętu (Wstępnych Warunków Taktyczno-Technicznych), bez przetargu i bez zaangażowania polskiej Stoczni Marynarki Wojennej. Wskutek takiego podejścia resortu obrony, stocznia ta znalazła się później w upadłości likwidacyjnej, a ponad 500 spośród jej pracowników zostało zwolnionych. Dziś zakład znajduje się w stanie upadłości likwidacyjnej i tylko decyzja o jego udziale w budowie okrętów podwodnych może go uratować.
Wiele wskazuje na to, że MON znów chce uniknąć procedury przetargowej. Według oczekiwań ministerstwa pierwszy okręt podwodny ma wejść do służby w 2017 r. Trudno nie odnieść wrażenia, że ten warunek ma służyć wykluczeniu możliwość budowy okrętu w Polsce – na co potrzeba co najmniej 5 lat.
Zgodnie z możliwym scenariuszem, polska Marynarka Wojenna otrzyma w końcu niemieckie okręty podwodne, z których przynajmniej jeden został już zbudowany dla Grecji. Polski podatnik zapłaci za te okręty, polski przemysł nie uzyska w zamian żadnych korzyści, a Polska nie będzie miała dostępu do zaawansowanych technologii. Marynarka Wojenna RP uzależniona zostanie od zagranicznej stoczni, w której będzie musiała remontować okręty. Okręty zostaną kupione bez przetargu, dostawca zyska więc możliwość narzucenia zarówno ceny ich sprzedaży, jak i późniejszej obsługi remontowej – możliwość z której z pewnością skwapliwie skorzysta.
W opinii Instytutu proces decyzyjny w sprawie modernizacji Marynarki Wojennej powinien być nie tylko szybki, ale i transparentny. Decydenci powinni wziąć pod uwagę przede wszystkim realne korzyści dla polskiej armii i dla naszej gospodarki. Decyzja, uzależniająca w stu procentach losy polskiej floty wojennej od zagranicznego kontrahenta i pozbawiająca nasz kraj dostępu do nowoczesnych technologii, niesie ze sobą poważne zagrożenia. Apelujemy, by decyzje nie zapadały w trybie, który pozbawi opinię publiczną informacji o tym, na co zostaną przeznaczone niemałe sumy z naszych podatków.