Wycinka
W naszym lesie trwa wycinka. Wycina się wszystko, co było związane z poprzednim nadleśniczym. To zresztą nic nowego.
Wypalanie tego co zrobił poprzednik stało się normalnością w naszym lesie. Ten co wycina, za chwile sam jest wycinany. A ludzie zamiast myśleć o pracy - kibicują.
Siekiery tną wszystko. Wystarczyło, że coś były nadleśniczy podlewał, a już depczą to buciory następcy i jego ludzi. Wystarczy, że odchodzący komuś rękę podał, a już chce się ją obcinać. Ci co wcześniej z byłym wina owocowe pili, teraz biegną do skupu, by sprzedać flaszki. Nie może być śladów. Bo taki ślad to jak krzyżyk na drzewie do wycięcia. Wiadomo, ze runie, a jedyną kwestią jest – kiedy. Wycina się nawet tych, co z wyciętym nadleśniczym nie mieli nic wspólnego. Zawsze można ich zręczną intrygą wrzucić do kadrowego rozdrabniacza. A że każdy nowy nadleśniczy przed tym zanim przyszedł do nas tylko czasami chodził w niedzielę do lasu, bo wcześniej za biurkiem siedział w zupełnie innym zakładzie, to i na robocie się nie zna i ludzi złych od dobrych rozróżnić nie potrafi.
Historia wycinki zaczęła się dawno. Drzewa i krzaki posadzone w socjalizmie wycięto jako pierwsze. Podobno gniły od korzeni. Potem zasadzono drzewka Bonsai. Okazało się, że drugą Japonią jednak nie będziemy. Zmiany następowały coraz szybciej. Nowi przychodzili i stare wycinali, a swoje sadzili. A pomysły mieli! Jedni chcieli w naszym lesie sadzić kwiaty. Kolejni groch i fasolę. Byli i tacy od rzepaku co liczyli na zysk z biopaliw. Był też taki jeden sławny co siał na czerwono. Kawałek lasu chciał sprzedać i czasopisma. Przez te wszystkie lata na przemian sadzono i niszczono. Karczowano i palono. Sypano złe nawozy. Sprzedawano co się da, a młodych drzewek nie sadzono. Tych ludzi co się znali, ale głośno mówili co myślą o zmianach – zwalniano albo w głęboki las wrzucano. Efekt jest taki, że dziś mało kto potrafi powiedzieć gdzie i co rośnie. Niektórzy w ogóle nie wiedzą. Innych nikt nie pyta bo się ze „starym” kojarzą. A rośnie niewiele. Oj, niewiele….
Co ciekawe – u sąsiadów prywaciarzy, niby ziemia ta sama a korzenie i korony jakieś mocniejsze! Choćby ten co po lewej stronie zasadził. Na leśnictwie się nie znał. O drewno mu tylko chodziło. Byle jakie. Tylko kasa się zgadzała. Ale lata minęły i się teraz się zmienia. Dbać zaczął jakby bardziej, to i las mu pięknieje.
A po drugiej stronie płotu gospodaruje ten co to w naszym nadleśnictwie kiedyś pracował. Trochę pieniędzy uzbierał, trochę pożyczył od amerykanów. Sadzi i rośnie mu że ho, ho! Wszyscy patrzą i podziwiają, że tam drzewa jakieś dorodne, pracownicy w czystych kombinezonach chodzą uśmiechnięci i najlepszy sprzęt mają. On niby kapitalista - a jego ludzie bąbli na rękach od roboty nie mają tak jak wszyscy u nas. Tym jego robotnikom to my się zresztą bardzo przyglądamy. Bo jak u nas pracowali to człowiek bał im się siekierę wydać, żeby sobie w głowę nie wbili. A tam sobie radzą!
Nasi kolejni nadleśniczy też na sąsiednie, prywatne lasy zazdrosnym okiem patrzą. Najchętniej by się na teren zamienili, albo tam poszli. A że nikt ich nie chce to coś próbują u nas przeszczepić od sąsiadów. Czasem się samo zasieje. Czasem ktoś zza płotu gałązkę urwie i u nas szybko w ziemię sadzi. Ale albo u nas ziemia licha, albo roślinki stamtąd marniutkie. Co się zasieje to zaraz więdnie….
Siedzimy i patrzymy na to wszystko popijając piwko. Robić nie ma sensu, bo zaraz znowu przyjdzie nowy nadleśniczy i wszystko rozp… A potem jeszcze kolejny i kolejny…. Dlatego wygrzewamy się na słoneczku, bo drzew już prawie nie ma, same kikuty, to i słońca dużo. Pustynia wokół. Nasza pustynia. Ale kto by się martwił! Przecież to państwowe…. .
Zapraszam do dyskusji na moim blogu!!!
http://wirtualnemedia.pl/blog/index.php?/authors/36-Slawomir-Siezieniewski/
Dołącz do dyskusji: Wycinka