[przeczytane] Klaus Brinkbäumer - Afrykańska odyseja
2010-11-04 07:28:52 - Wojtek Walczak
Kapuścińskiego. Reporter Der Spiegla okazał się uczniem dobrym, choć nie
wybitnym. Popełnił kilka błędów Mistrza, kilka innych powielił, ale też
udało mu się tu i ówdzie dotknąć sedna. Wśród popełnionych błędów wymieńmy
upór w pisaniu o ?Afryce?. Afrykanie wytykają książkom Europejczyków, że
piszą o Afryce, jakby Afryka była jednym krajem, jednolitym kulturowo
kontynentem. A tak przecież nie jest. Wszyscy Europejczycy są tacy sami i
popełniają ten sam błąd. Wśród błędów powielonych wymienić można chociażby
wziętą od Kapuścińskiego informację o tym, że Hajle Sellasje nie umiał
czytać (por. Brinkbäumer 2009: 125), czy że Afryka to kontynent tradycji
ustnej, na którym pismo nie ma znaczenia (por. 143). Ale zostawmy
uszczypliwości i przejdźmy do konkretów.
O czym jest książka? Książka opowiada o marzeniu ? marzeniu wyrwana się z
nędzy i beznadziei. O marzeniu dostatniego życia w Europie. Znamy tę
opowieść z europejskiego punktu widzenia. Południe, miękkie podbrzusze
Europy, jest w stanie oblężenia. Każdego dnia i każdej nocy do wybrzeży
podpływają statki, łódki, tratwy i pontony pełne niepotrzebnych ?
stwarzających obciążenie dla systemu i zagrożenie dla prawowitych obywateli
? afrykańskich imigrantów. Unia Europejska w bohaterskim boju wspiera
setkami milionów euro kraje najbardziej cierpiące z powodu najazdu. Ze
środków tych budujemy coraz wyższe i grubsze mury, rozstawiamy coraz
gęściej druty kolczaste, kopiemy głębsze wilcze doły, zwiększamy liczbę
strażników, instalujemy coraz wymyślniejsze detektory ruchu, ciepła i życia
oraz wyposażamy obrońców granic w skuteczniejsze narzędzia konwersji życia
w nieżycie, ruchu w bezruch i ciepła w chłód (tj. w karabiny). Szczególne
zabiegi trwają na terenie hiszpańskich przyczółków w Maroku.
Wielkie zadanie ochrony obywateli Unia Europejska spełnia z podziwu godną
nadgorliwością, czasem wręcz ? z makabryczną finezją. ...wkrótce pojawi
się nowinka techniczna: ?sirga tridimensional?, rodzaj labiryntu z
porozciąganych w różnych kierunkach stalowych linek [...]. Stalowe linki
mają być kolorowe (ibid.: 244). Poszczególne państwa wykazują się także
ambitnymi zmianami w prawie: kastrowane jest prawo do azylu, zamykane są
wszelkie możliwe opcje tymczasowego pobytu, upraszczane są procedury
wydalania niechcianych przybyszów. Europa podejmuje również pionierskie
wysiłki na arenie międzynarodowej. Współpracuje z władzami Tunezji,
Algierii i Maroka, uzbraja tamtejszych żołnierzy, daje ciężarówki
pozwalające podróżnych z południa Afryki wywozić na środek Sahary.
Znamy to wszystko z naszych mediów. Brinkbäumer patrzy z drugiej strony ? z
perspektywy ludzi, którzy ten tor przeszkód muszą pokonać, ludzi, którzy
przed okiem strażnika, kontrolera, czy urzędnika muszą umknąć; z
perspektywy tych, którzy giną na Saharze, topią się w Morzu Śródziemnym,
dostają kulę po którejkolwiek ze stron lub zostają cofnięci na granicy,
kiedy strażnik wykrywa podrobiony paszport (jeden z głównych bohaterów
książki, John Ampan, podróżował z paszportem na nazwisko ?Sandra Morris?).
Unia Europejska w swoich wysiłkach nie zamierza spasować. Afrykanie też
nie. Kto ma dwadzieścia parę lat i wie, że przeciętnie w jego kraju żyje
się niewiele ponad czterdzieści lat, wie też, że nie zostało mu zbyt wiele
czasu... (ibid.: 155-156). Dlatego wierzą w swoje szanse: Jesteśmy
mądrymi chłopakami, wiemy, że walczymy przeciwko wojsku, ale jesteśmy
sprytni i wszechstronni. Są wśród nas inżynierowie, elektrotechnicy,
fizycy. Będziemy obserwować patrole i znajdziemy luki. Niech postawią tam
miliony kamer, zbudują mury sięgające do nieba, niech tam będzie dziesięć
milionów żołnierzy ? dotrzemy do Ceuty, przyjacielu, na pewno (ibid.:
224). Tam, w tym miejscu, między nimi a nami, rozciąga się nić względnej
zgody co do istniejącej sytuacji. Co się stanie, gdy nić pęknie? Imigranci
przeczekujący gdzieś w Afryce na swoją szansę wierzą, że trzecia wojna
światowa rozpęta się między biednymi i bogatymi, czarnymi i białymi;
wywołają ją migracja i polityka azylowa (ibid.: 159).
Afrykańska odyseja nie została jednak napisana po to, by Europejczycy mieli
się czym samobiczować. Jasne, że jesteśmy hegemonem, jasne, że od dekad
trzymamy przedsiębiorczość Afrykanów pod butem dzięki np. subwencjom dla
rolnictwa (W Europie krowy dostają więcej pieniędzy niż ludzie w Afryce;
ibid.: 109; patrz także fragment o Burkina Faso, bawełnie i subwencjach dla
rolników w USA: s. 193). Jasne, że nasza ?pomoc? to ułamek tego, co Afryka
traci z potencjalnego eksportu (por. ibid.: 109). Jasne, że wydajemy setki
milionów euro na zabijanie ludzi. Ale jest też druga strona. Mówi John
Ampan: Afrykanie pragną mieć wszystko naraz. Czy Europejczyk, któremu się
jako tako powiodło, zatrudnia od razu odźwiernego? Czy ma szofera, bo
prowadzenie samochodu byłoby poniżej jego godności? (ibid.: 102). Bob
Izoua, biznesmen z Beninu, ma pewnie niejednego odźwiernego:
Dzisiaj posiada trzysta autobusów, dwieście pięćdziesiąt domów, osiem
wyglądających identycznie żon i osiemdziesiąt samochodów [...]. Gdy Bob
Izoua wygląda przez okno, widzi ulice, po których swoimi samochodami nie
może jeździć, bo są tu same wyboje i piasek. Widzi rodziny, które zebrały
się wokół ogniska i grillują szczury. Jeżeliby sprzedał choć jeden
samochód, mógłby wybudować szkoły, naprawić ulice. Sam jeden mógłby
uratować całe miasto, ale wtedy miałby o jeden samochód mniej, a to
oczywiście nie wchodzi w grę (ibid.: 125).
Brinkbäumer, bezpiecznie, opowiada o Afrykanach ustami Afrykanina ? Johna
Ampana. A ten dokonuje bardzo krytycznej analizy: Jest taka umiejętność,
którą wy Europejczycy posiadacie, a której nam Afrykanom brakuje. To
umiejętność samokrytyki. Wy analizujecie błędy, wyszukujecie słabości,
korygujecie swoje zachowanie [...]. My uznajemy, że to inni ponoszą
odpowiedzialność za to, co się dzieje: obcy, bogowie, przodkowie, wrogowie.
No i oczywiście wy Europejczycy. Opowiada też Autor o tym, jak się robi
politykę (w tym przypadku ? w Nigerii):
Kaduna Polo Club jest raczej mało spektakularny: kawał ziemi, pole do
gry, trybuna, a na skraju konie skubią trawę. Kaduna Polo Club jest godny
uwagi z tego powodu, że John i nasz kierowca, Emanuel, wzbraniają się
choćby wymówić jego nazwę.
Bo tutaj zbiera się elita, która kontroluje złoża ropy. To tutaj zapadają
decyzje o tym, kto będzie następnym prezydentem, a kto gubernatorem. To
tutaj dokonuje się wewnętrzny podział Nigerii. Kaduna Polo Club gromadzi
mafię tego zacnego kraju (ibid.: 133).
To nie są warunki, w jakich można się podźwignąć, powalczyć, spróbować
przedefiniować siebie, swoje plemię, sytuację. Niestety, pragnienia i
marzenia ułatwiają życie przestępcom (ibid.: 112-113).
Jeden z najlepszych fragmentów opowiada o naturze bycia emigrantem. Aby
stać się emigrantem ? najpierw trzeba przestać być sobą. By ułatwić sobie
podróż, by przemknąć niezauważonym, by nie zostawić śladów, należy stać się
nikim: emigranci podróżują bez rzeczy, które definiują współczesnego
człowieka: bez pęku kluczy, dokumentów, pieniędzy. Emigranci porzucają
często nawet swoje nazwiska. Zdjęcia i numery telefonów naturalnie też,
wszystko (ibid.: 194). Jednak na końcu podróży, kiedy już dotrze się do
celu, trzeba znaleźć sposób, by znowu stać się zauważalnym, trzeba na
powrót zacząć istnieć: móc znów powiedzieć, dokąd się jedzie, skąd
przychodzi, jakie ma się nazwisko (ibid.).
Brinkbäumer, ?Klaus. 2010. Afrykańska odyseja, Wołowiec: Czarne.
--
Regards,
Wojtek Walczak,
wojtekwalczak.wordpress.com/
Re: [przeczytane] Klaus Brinkb=?ISO-8859-2?B?5HVtZXIgLS...
2010-11-12 16:22:56 - Titus_Atomicus@somewhere.in.the.world
Wojtek Walczak
> Klaus Brinkbäumer pisząc swoją Afrykańską odyseję obrał za mentora Ryszarda
> Kapuścińskiego. Reporter Der Spiegla okazał się uczniem dobrym, choć nie
> wybitnym. Popełnił kilka błędów Mistrza, kilka innych powielił, ale też
> udało mu się tu i ówdzie dotknąć sedna. Wśród popełnionych błędów wymieńmy
> upór w pisaniu o ?Afryce. Afrykanie wytykają książkom Europejczyków, że
> piszą o Afryce, jakby Afryka była jednym krajem, jednolitym kulturowo
> kontynentem. A tak przecież nie jest. Wszyscy Europejczycy są tacy sami i
> popełniają ten sam błąd. Wśród błędów powielonych wymienić można chociażby
> wziętą od Kapuścińskiego informację o tym, że Hajle Sellasje nie umiał
> czytać (por. Brinkbäumer 2009: 125), czy że Afryka to kontynent tradycji
> ustnej, na którym pismo nie ma znaczenia (por. 143). Ale zostawmy
> uszczypliwości i przejdźmy do konkretów.
[...]
Mnie boli to, ze kolejny autor konfabuluje i to dosc nieudolnie.
W czasach kiedy dostep do informacji jest na wyciagniecie reki...
TA
Re: [przeczytane] Klaus Brinkbäumer - Afrykańska odysej...
2011-04-06 20:50:10 - Jura
>
> Mnie boli to, ze kolejny autor konfabuluje i to dosc nieudolnie.
> W czasach kiedy dostep do informacji jest na wyciagniecie reki...
Janusz, ma tą cechę, że patrzy bardzo optymistycznie.
Ze swych doświadczeń wiem, że 8 na 10 mieszkańców 4 różnych krajów
Afryki Zachodniej marzy o wyrwaniu się do EU.
To co ich powstrzymuje, to brak środków.
No i już coraz bardziej wieści o tym, że EU to nie raj na ziemi.
Odyseja fakt jakaś taka narracyjnie lekka,
a na opis tych 2 tygodni nie zwróciłem uwagi.
Ale żeby zaraz autora od mitomanów.
Kapucha już dawno temu zobaczył problem iluś tam setek (3?) milionów
mieszkańców Sahelu spozierających na północ.
--
Jura