Na sklepowym zapleczu. Recenzja polskiego serialu „Gąska” od Prime Video
Na Prime Video zadebiutował polski serial komediowy z Tomaszem Kotem w jednej z głównych ról. „Gąska” opowiada o losach pracowników franczyzowego sklepu, który może przywodzić na myśl znane nam osiedlowe placówki stanowiące ratunek w niedzielę wieczorem, ale nie jest to odwzorowanie rodzimych realiów w skali 1:1.
„Gąska” nie jest serialem komediowym, który zaskoczy widzów eksperymentalnymi rozwiązaniami. To klasyczna produkcja w stylu „feel good”. Opowiada o grupie pracowników Gąski, czyli franczyzowego sklepu, gdzie wszystko działa zgodnie z wytycznymi „z centrali”. Szefem sklepu jest Włodek (w tej roli Tomasz Kot), zakochany w amerykańskim stylu życiu i konsumpcjonizmie. Zagorzały wyznawca Donalda Trumpa i Elona Muska, uwielbia wspominać swoje „amerykańskie życie”. Wbrew opisowi, w postaci Włodka rysuje się pierwszy problem serialu. W zamierzeniu twórców charakterystyki postaci nie są ekstremalne i „po bandzie”, ale z tego powodu ostrze satyry jest stępione już na wstępie. Brakuje wyraźnego postawienia sprawy, co ma być głównym obiektem żartu, z czego lub dlaczego się śmiejemy.
Ekipa Gąski
Pracownicy Gąski również nie są zbyt wyraziści, poza kierowniczką Domi (w tej roli Magdalena Koleśnik). Kierowniczka jest młoda, ambitna, zadziorna, typ dziewczyny zamożnego dresiarza, która wie, co robi i wie, jakie ma zalety, a wad nie dostrzega. Koleśnik gra postać Domi mocnymi gestami, ale nie zbliża się do granicy autoparodii. Zdecydowanie wyróżnia się na tle pozostałych postaci. Czego nie można powiedzieć o Lenie (Aleksandra Grabowska). Lena jest naszą przewodniczką po sklepowym uniwersum, ale brakuje jej iskry, właściwości, czegoś wyjątkowego.
Dziewczyna ubiega się o zatrudnienie w Gąsce, ponieważ musi zapłacić karę związaną z poprzednio wykonywaną pracą. Jako redaktorka serwisu plotkarskiego opisała celebrytkę w niekorzystnym dla niej świetle i miało to swoje prawne konsekwencje. Praca w Gąsce nie jest więc jej spełnieniem marzeń, ponieważ zawsze chciała pisać i realizować się w branżach kreatywnych, ale te idee nie zapłacą za jej utrzymanie, więc lepsza Gąska niż nic. W ciągu ośmiu odcinków nie mamy zbyt wiele okazji, aby zrozumieć, co właściwie sprawiło, że Lena nie szukała innego zajęcia. Półgodzinne odcinki przedstawiające perypetie dość dużej liczby bohaterów nie pozwalają na więcej niż tylko prześlizgnięcie się po ich biografiach.
Nie są one jednak na tyle ciekawe, żeby widz miał poczucie, że coś traci. Owszem to sympatyczna zgraja, ale nic ponad to. Dość trafnie scenarzyści sportretowali grupę pracowników. Jest typ sympatycznej dziewczyny, chłopak w rodzaju „hej do przodu!”, kobieta po pięćdziesiątce, ochroniarz mający doświadczenie pobytu w zakładzie karnym i typ sympatycznego kolegi. Niestety nikt się nie wyróżnia, nie przyciąga osobowością, albo swoją historią.
Jaką komedią jest „Gąska”?
Problemem jest również rodzaj humoru w „Gąsce”. Nie będziemy rżeć ze śmiechu, ale też powodu do lekkiego uśmiechu na ogół brakuje. Wyróżnia się odcinek napisany przez Jakuba Rużyłłę (autora scenariusza do „1670” i współscenarzystę „The Office PL”), w którym widać pazur, skupienie na bieżących i ważnych tematach społecznych. Rużyłło zna się na rzeczy. Czekamy na kolejne projekty jego autorstwa.
Dużą zaletą „Gąski” jest obsadzenie w rolach gościnnych znanych w polskim show-biznesie osobowości, które pojawiają się jako materializacja dylematów Leny. Bohaterka prowadzi ze sobą nieustający dialog, a odpowiadają jej, znani z tabloidowych nagłówków, celebryci. Lena werbalizuje nasze codzienne niepokoje i wątpliwości, ale niestety, niewiele z tego wynika. Chciałabym wiedzieć, czy „Gąska” będzie nas raczyć rubasznym humorem, wykpiwaniem polskiej rzeczywistości, komentowaniem naszego „tu i teraz”, czy po prostu bawić obecnością ciekawych bohaterów. Niestety żadna z tych opcji nie okazała się możliwa do realizacji.
Codzienność sklepu to konieczność realizacji celów sprzedażowych, promocja nieatrakcyjnych dla klientów towarów, wyścig z czasem i sprzedaż prawie przeterminowanych „luksusowych pasztetów”, organizacja wydarzeń specjalnych i układanie towaru na półkach. Widzowie pamiętający polsatowski serial z 2000 roku pt. „Małe jest piękne, czyli Pucuś”, mogą się zastanawiać, czy nad polskimi serialami o sklepach spożywczych, wisi jakaś klątwa. „Małe jest piękne, czyli Pucuś” to produkcja wybitnie nieudana, „Gąska” jest towarem ze zdecydowanie wyższej półki, ale sporo jej brakuje do miana komediowego hitu końca roku.
Kogo zobaczymy w „Gąsce”?
Tomasz Kot, Małgorzata Socha, Magdalena Koleśnik i Janusz Chabior – po takim kwartecie można oczekiwać sporo, ale niestety aktorzy nie mieli, co grać. Problem tkwi w braku zdecydowania, o czym opowiada „Gąska”. Czy o naszych codziennych sklepowych perypetiach, albo o relacjach z osiedlowym sklepikiem, który bywa prawie jak drugi dom, czy też o naszym konsumpcjonizmie (czasami nadmiernym). Zabrakło pomysłu, jak ograć relacje pracowników i klientów, z czego właściwie chcemy i możemy się w tej sytuacji śmiać. To sympatyczna produkcja, ale niewiele więcej.
Spodziewałam się zadziornego, prowokującego humoru, który wzbudzi kontrowersje, albo przynajmniej rozbawi do łez. Niestety „Gąska” jest niezdecydowana, czego właściwie od nas chce – zaangażowania, czy tylko obecności i spędzenia razem czasu. To trochę za mało, żeby widz trwał cztery godziny przed ekranem telewizora.
Serial „Gąska” 29 listopada zadebiutował na platformie Prime Video.
Dołącz do dyskusji: Na sklepowym zapleczu. Recenzja polskiego serialu „Gąska” od Prime Video